czwartek, 14 lipca 2016

Przykop w lipcu



Przykop dramatyczny


Nadciąga depresja

Okolice Przykopu zostały ukształtowane w okresie ostatniego zlodowacenia bałtyckiego. Ustępujące lodowce zostawiły po sobie morenę pagórkowatą, charakteryzującą się licznymi bezodpływowymi zagłębieniami terenu, pagórkami, kemami – stożkowymi usypiskami piasku, żwiru i kamieni wypłukiwanych przez wodę opadającą z wierzchu lodowca przez wytopiony otwór – jak ten obok leśniczówki w Nowym Przykopie, kojarzący się z kurhanem.
Tu było oczko wodne

Wychodząc z domu, trafiam na łąkę wśród łagodnych wzniesień tworzących malowniczą dolinę. Jej dnem wiedzie strumień ujęty w karby rowu melioracyjnego. Ostatnie lipcowe ulewy napełniają niewielkie oczka wodne, bagniste łęgi, rowy. Po zaledwie kilku godzinach wszystko to jednak wsiąka w grunt i znika z oczu. 

Głóg nad rozlewiskiem (byłym)

Susza hydrologiczna, która dawała o sobie znać przez ostatnie trzy lata i dwie praktycznie bezśnieżne zimy, nie pozwala, póki co, odtworzyć starych akwenów, zwłaszcza rozlewiska Altmajerów w Nowym Przykopie. Upłyną jeszcze miesiące, zanim poziom wód gruntowych osiągnie stare stany, a woda ze wzgórz nad Altmajerówką przesączy się przez warstwy wodonośnych piasków, wypełni stare źródliska helokrenowe i zacznie wracać do rozlewiska.

Wodny ostaniec na przykopskich łąkach

Krajobraz Przykopu w stronę Nowej Wsi

Wszędzie tam, gdzie dno stawów stanowią nieprzepuszczalne iły i kredy, woda nie ustępuje dzięki sporadycznym deszczom. Lecz stawy na torfowiskach wrócą dopiero wtedy, gdy podniesie się ogólny poziom wód gruntowych.

Sierść lipcowego lata

Wychodzę więc na łąkę przy każdej okazji, chwytając słoneczne chwile między jednym deszczem a drugim, między kolejnymi frontami, lecz nadal nie widzę długo wyczekiwanej wody w rowach i wyregulowanym strumieniu, w zamyśle meliorantów mającym odprowadzać jej nadmiar do Jeziora Łajskiego z pól przykopskich i pokrzywniańskich, dzięki której znowu mógłbym słuchać gadania żab, bzyczenia komarów, okrzyków płoszonych kaczek i czapli. Dobrze chociaż, że pada. Jest nadzieja, że lipcowe deszcze poprawią nawodnienie gruntu i przywrócą blask wysuszonym oczkom czy stawom.

Taki sobie kwiatek z owadem na pąku

To pierwszy nowy wpis od nocy świętojańskiej. Nastroił mnie do niego nieustępliwy w lipcu deszcz i przemijanie najbardziej wzniosłego spektaklu natury – wiosennego ożywienia ptaków i zwierząt. Już teraz, w połowie lipca, nie słychać godowych śpiewów. 

Kwiatek i sąsiedzi

Czasem jeszcze usłyszę solowe popisy spóźnionych adoratorów – kosów i drozdów, ale to już nie są głosy w chórze pełnym popiskiwań sikor, pokrzykiwań dudków i dzięciołów, śpiewów wilg, monotonnych cykad świerszczaków... Lato, chociaż w pełni, przepowiada  już nieubłagany schyłek tego najlepszego okresu roku.

Oset

Cieszy mnie widok zielonych dzięciołów rozgrzebujących nad podziw liczne mrowiska na mojej działce, dzięciołów czarnopiórych ostukujących moją sosnę sponiewieraną przez szkwał, który przeszedł kilka lat wcześniej nad dachem mojego domu z hałasem nisko lecącego jumbo-jeta (sośnie urwało wtedy pięciometrowy wierzchołek – od tamtej pory rośnie trzema potężniejącymi konarami).

Bukiet lata

Sarna, która tak dzielnie odwodziła mnie od swojego nowonarodzonego koźlęcia, przychodzi z nim w to samo miejsce pod brzozowym zagajnikiem. Malec porusza się pewnie i zgrabnie w łodygach bujnej trawy. Żurawie pasą się na łące nieopodal rozrośniętych wierzbowych kęp w towarzystwie bocianów. Łanie z cielętami i drugorocznymi podrostkami, a także dziki, podchodzą pod ogrodzenie, niewiele sobie robiąc z mojego widoku… Lecz wrażenia już jakby zblakły, chociaż łąki pokrył dywan różnobarwnych kwiatów a pola sierść dojrzewających zbóż. Nostalgia czai się w deszczu, szarych świtach, zniechęcających do wędrówki po lesie, w zamyśleniu…

Dzielna mamusia chodzi ze zdrowym koźlęciem

Dawno nie było tak słotnego lata w lipcu.

Zanim nadejdzie kolejna ulewa

Minionej wiosny jednak nie mogę już odżałować. Na nic dźwięczny, klekot bocianów. Niebawem za miesiąc odlecą z nielicznymi w tym roku młodymi. Na nic klangor żurawi, które też zabiorą się na zachód pod koniec września lub na początku października. Nieubłaganie nadchodzi pora nieznośnie dłużącego się zimowego oczekiwania na kolejną wiosnę. Odczuwam to.

A to wspomnienie ostatniego czerwcowego spaceru w przebłyskach porannego słońca. 

Jest co oglądać

Stołówka

Znowu ten fotograf

Radar

Hopsa

Podejdę sobie do tego dziwnego stwora ze szkłem w rękach

Lecę sobie a co

Bocian epoki industrialnej

Ikarus

Czajka

Śpiewak

Kolejny solista

Zaloty
Jastrząb (Krzysztof Leśny Mikunda rozpoznał w nim błotniaka stawowego)
Zawisł nad ofiarą
Kukułka
Wzgórza Nowego Przykopu
Przykop


















4 komentarze:

  1. To prawda, szkoda wiosny która tak szybko minęła. Lato też powoli minie , ale przyjdzie jesień potem zima i znów wiosna :) Każda pora roku ma swój urok. Gdyby ptaki jesienią nie odlatywały, to na co byśmy całą zimę czekali.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, na co? Tęsknota wzmaga uczucia :-).

      Usuń
  2. ech, moje najukochańsze okolice, tereny wokół wsi, które tak chętnie odwiedzam. Z najwyższą przyjemnością to czytam i oglądam. Ja uwielbiam jesień (rykowisko!) las najbardziej lubię odwiedzać zimą, więc nie żal mi mijającego lata, które w lesie jest trudne do wytrzymania. Duchota, owady i nic nie widać :)))

    OdpowiedzUsuń
  3. Krzysiu. Ja wręcz przeciwnie. Jak nie gryzą, nie czuję, że to lato. Lubię się pocić. Najbardziej wtedy, gdy wszyscy szukają cienia. Ja ożywam przy trzydziestu i więcej stopniach. Zimą zaś wszystko mnie boli.

    OdpowiedzUsuń