|
Przykop dramatyczny |
|
Nadciąga depresja |
Okolice
Przykopu zostały ukształtowane w okresie ostatniego zlodowacenia bałtyckiego.
Ustępujące lodowce zostawiły po sobie morenę pagórkowatą, charakteryzującą się
licznymi bezodpływowymi zagłębieniami terenu, pagórkami, kemami – stożkowymi
usypiskami piasku, żwiru i kamieni wypłukiwanych przez wodę opadającą z wierzchu
lodowca przez wytopiony otwór – jak ten obok leśniczówki w Nowym Przykopie, kojarzący
się z kurhanem.
|
Tu było oczko wodne |
Wychodząc
z domu, trafiam na łąkę wśród łagodnych wzniesień tworzących malowniczą dolinę.
Jej dnem wiedzie strumień ujęty w karby rowu melioracyjnego. Ostatnie lipcowe
ulewy napełniają niewielkie oczka wodne, bagniste łęgi, rowy. Po zaledwie kilku
godzinach wszystko to jednak wsiąka w grunt i znika z oczu.
|
Głóg nad rozlewiskiem (byłym) |
Susza hydrologiczna, która
dawała o sobie znać przez ostatnie trzy lata i dwie praktycznie bezśnieżne
zimy, nie pozwala, póki co, odtworzyć starych akwenów, zwłaszcza rozlewiska Altmajerów w Nowym Przykopie. Upłyną jeszcze miesiące, zanim poziom wód
gruntowych osiągnie stare stany, a woda ze wzgórz nad Altmajerówką przesączy
się przez warstwy wodonośnych piasków, wypełni stare źródliska helokrenowe i
zacznie wracać do rozlewiska.
|
Wodny ostaniec na przykopskich łąkach |
|
Krajobraz Przykopu w stronę Nowej Wsi |
Wszędzie
tam, gdzie dno stawów stanowią nieprzepuszczalne iły i kredy, woda nie ustępuje
dzięki sporadycznym deszczom. Lecz stawy na torfowiskach wrócą dopiero wtedy,
gdy podniesie się ogólny poziom wód gruntowych.
|
Sierść lipcowego lata |
Wychodzę
więc na łąkę przy każdej okazji, chwytając słoneczne chwile między jednym
deszczem a drugim, między kolejnymi frontami, lecz nadal nie widzę długo
wyczekiwanej wody w rowach i wyregulowanym strumieniu, w zamyśle meliorantów mającym
odprowadzać jej nadmiar do Jeziora Łajskiego z pól przykopskich i pokrzywniańskich,
dzięki której znowu mógłbym słuchać gadania żab, bzyczenia komarów, okrzyków
płoszonych kaczek i czapli. Dobrze chociaż, że pada. Jest nadzieja, że lipcowe
deszcze poprawią nawodnienie gruntu i przywrócą blask wysuszonym oczkom czy
stawom.
|
Taki sobie kwiatek z owadem na pąku |
To
pierwszy nowy wpis od nocy świętojańskiej. Nastroił mnie do niego nieustępliwy
w lipcu deszcz i przemijanie najbardziej wzniosłego spektaklu natury –
wiosennego ożywienia ptaków i zwierząt. Już teraz, w połowie lipca, nie słychać
godowych śpiewów.
|
Kwiatek i sąsiedzi |
Czasem jeszcze usłyszę solowe popisy spóźnionych adoratorów –
kosów i drozdów, ale to już nie są głosy w chórze pełnym popiskiwań sikor,
pokrzykiwań dudków i dzięciołów, śpiewów wilg, monotonnych cykad
świerszczaków... Lato, chociaż w pełni, przepowiada już nieubłagany schyłek tego najlepszego
okresu roku.
|
Oset |
Cieszy
mnie widok zielonych dzięciołów rozgrzebujących nad podziw liczne mrowiska na
mojej działce, dzięciołów czarnopiórych ostukujących moją sosnę sponiewieraną
przez szkwał, który przeszedł kilka lat wcześniej nad dachem mojego domu z
hałasem nisko lecącego jumbo-jeta (sośnie urwało wtedy pięciometrowy wierzchołek
– od tamtej pory rośnie trzema potężniejącymi konarami).
|
Bukiet lata |
Sarna,
która tak dzielnie odwodziła mnie od swojego nowonarodzonego koźlęcia,
przychodzi z nim w to samo miejsce pod brzozowym zagajnikiem. Malec porusza się
pewnie i zgrabnie w łodygach bujnej trawy. Żurawie pasą się na łące nieopodal
rozrośniętych wierzbowych kęp w towarzystwie bocianów. Łanie z cielętami i drugorocznymi
podrostkami, a także dziki, podchodzą pod ogrodzenie, niewiele sobie robiąc z
mojego widoku… Lecz wrażenia już jakby zblakły, chociaż łąki pokrył dywan
różnobarwnych kwiatów a pola sierść dojrzewających zbóż. Nostalgia czai się w
deszczu, szarych świtach, zniechęcających do wędrówki po lesie, w zamyśleniu…
|
Dzielna mamusia chodzi ze zdrowym koźlęciem |
Dawno
nie było tak słotnego lata w lipcu.
|
Zanim nadejdzie kolejna ulewa |
Minionej
wiosny jednak nie mogę już odżałować. Na nic dźwięczny, klekot bocianów.
Niebawem za miesiąc odlecą z nielicznymi w tym roku młodymi. Na nic klangor
żurawi, które też zabiorą się na zachód pod koniec września lub na początku
października. Nieubłaganie nadchodzi pora nieznośnie dłużącego się zimowego
oczekiwania na kolejną wiosnę. Odczuwam to.
A to wspomnienie ostatniego czerwcowego spaceru w przebłyskach porannego słońca.
|
Jest co oglądać |
|
Stołówka |
|
Znowu ten fotograf |
|
Radar |
|
Hopsa |
|
Podejdę sobie do tego dziwnego stwora ze szkłem w rękach |
|
Lecę sobie a co |
|
Bocian epoki industrialnej |
|
Ikarus |
|
Czajka |
|
Śpiewak |
|
Kolejny solista |
|
Zaloty |
|
Jastrząb (Krzysztof Leśny Mikunda rozpoznał w nim błotniaka stawowego) |
|
Zawisł nad ofiarą |
|
Kukułka |
|
Wzgórza Nowego Przykopu |
|
Przykop |
To prawda, szkoda wiosny która tak szybko minęła. Lato też powoli minie , ale przyjdzie jesień potem zima i znów wiosna :) Każda pora roku ma swój urok. Gdyby ptaki jesienią nie odlatywały, to na co byśmy całą zimę czekali.
OdpowiedzUsuńNo właśnie, na co? Tęsknota wzmaga uczucia :-).
Usuńech, moje najukochańsze okolice, tereny wokół wsi, które tak chętnie odwiedzam. Z najwyższą przyjemnością to czytam i oglądam. Ja uwielbiam jesień (rykowisko!) las najbardziej lubię odwiedzać zimą, więc nie żal mi mijającego lata, które w lesie jest trudne do wytrzymania. Duchota, owady i nic nie widać :)))
OdpowiedzUsuńKrzysiu. Ja wręcz przeciwnie. Jak nie gryzą, nie czuję, że to lato. Lubię się pocić. Najbardziej wtedy, gdy wszyscy szukają cienia. Ja ożywam przy trzydziestu i więcej stopniach. Zimą zaś wszystko mnie boli.
OdpowiedzUsuń