poniedziałek, 13 czerwca 2016

Spotkanie z gwiazdą - kto się śpieszy, niech nie czyta i nie ogląda

Drogi Czytelniku.

Zanim zaczniesz czytać ten wpis (nie post - to słowo kojarzy mi się z poszczeniem, więc nie przechodzi mi przez klawiaturę), zapoznaj się z opinią Krzysztofa Leśnego Mikundy, która pozwoli zrozumieć dramatyzm sytuacji.  

Powiem wprost. Po jego wyjaśnieniach nie będzie więcej na moich blogach tego rodzaju wpisów ani zdjęć. Zwierzętom naprawdę chodzi o życie. Poczułem ssący niepokój o los ledwo co narodzonego koźlęcia. Oto komentarz Krzysztofa Leśnego Mikundy:

Sądząc po luźnej fałdzie podbrzusza, ta sarna jest po niedawnym wykoceniu. Jestem niemal pewny, że w trawie leżało ukryte młodziutkie koźlę. Młode jeleniowatych w okresie tuż po urodzeniu nie mają czynnych gruczołów zapachowych. Nie wydzielają zapachu. W tym właśnie okresie matka pozostawia młode ukryte w trawie i sama odchodzi na żer. To newralgiczny moment, stąd gdzie mogę apeluję, by nie podchodzić do młodziaków i pod żadnym pozorem ich nie dotykać. Zabranie go w trosce o to, że został porzucony, to już w ogóle przestępstwo! Ona zachowywała się tak, ponieważ starała się odwrócić Twoją uwagę od małego. W zasadzie prowokowała Cię, żebyś poszedł za nią. Jest młoda, a taka dzielna. Nawet jeżeli odniosłeś wrażenie, że poszła w las, zapewniam, że zatoczyła koło i obserwowała młodego z ukrycia. Po pewnym czasie wróci do niego. Gdyby koźlę było nieco starsze, odeszłaby z nim. Całe przedstawienie miało miejsce wyłącznie z tego powodu, że mały nie nadawał się jeszcze do ucieczki.



Bocian i jego niewidoczne żaby
Poszedłem rano na spacer. Bez Miki. Nie przejawiła zainteresowania. I dobrze, bo trawa była pokryta rosą. Jak tylko wyszedłem za ogrodzenie, buty przemiękły do skarpet a po kilku minutach zaczęły charakterystycznie mlaskać. 


Żurawie w odlocie

Nie zwracałem na to uwagi, bo wnet zobaczyłem żurawia pod czerwoną chatą i zająca, który zaraz ukrył się za miedzą. Daleko nie odbiegł. Spacerował granicą łąki i pola ze świeżo wyrosłym zbożem. Byłem za daleko, by go dobrze sfotografować, a i tak wszedł w końcu w zbawczy gąszcz i zniknął z oczu.




Skrzydlate bractwo

Na skraju łąki przechadzał się bocian. Czegoś szukał między łodygami ściętej trawy. Odchodził za krzaki dzikiego bzu. Żurawie (okazało się, że była para) też tam podążyły. Zaczęły donośnie krzyczeć, gdy tylko wyjrzałem spoza pagórka. 








Zaraz do nich dołączyły czajki ze swoimi tęsknymi okrzykami. 















Trzepotały skrzydłami na tle nieba bez chmur. Zataczały kręgi nad głową, wyczyniały zaskakujące zwroty, odlatywały, to znów przylatywały, kontrolując ciągle moją obecność na łące.












Żurawie po kilku minutach odleciały, widząc że podchodzę coraz bliżej. Czajki natomiast uporczywie obwieszczały, że naruszam ich terytorium. Zbliżały się do mnie coraz bardziej, dając się chwytać obiektywem.. Szedłem więc samym skrajem łąki i pola z kukurydzą, by uniknąć przypadkowego rozdeptania gniazd.






Nad kukurydzą, która rośnie w oczach, spostrzegłem sarnę.

Pasła się w zagłębieniu dolinki tuż za rowem melioracyjnym, korzystając z dobrodziejstw łąki – całego multum ziół.

 Pozwoliła podejść blisko.

Nie słyszała mnie, mimo bezwietrznej pogody. Czajki zagłuszały swoimi melodyjnymi okrzykami każdy szelest.

W końcu krok za krokiem wyszedłem spoza osłony kukurydzy. Słońce świeciło za plecami, przez co sarna nie mogła mnie dojrzeć i rozpoznać.

Ustawiwszy aparat na podpórce, zacząłem robić serie zdjęć.

Coś ją jednak zaniepokoiło.

Byłem nowym szczegółem otoczenia, które zapamiętała, zanim wyszła z zagajnika na łąkę.


Badała mnie wzrokiem, co i raz zmieniając pozycję, przechylając głowę, przestępując z nogi na nogę, udając ucieczkę i stając w miejscu.



To był istny taniec.

Nie włączyłem trybu nagrywania.


Rejestrowałem za to ów niezwykły spektakl klatka po klatce, tworząc mimo woli film rysunkowy.
Byłem zafascynowany tą przedziwną taktyką sprawdzania otoczenia.

Jakby prowokowała mnie do ataku, który wyjaśniłby całą tę sytuację.

Stałem jednak niewzruszony i tylko naciskałem spust migawki.

Sarna przemieszczała się powoli spod słupa linii elektroenergetycznej do brzóz zagajnika na pagórku.

Podbiegała do drzew, zawracała.


W pewnej chwili zaczęła na powrót skubać rośliny. Myślałem, że się uspokoiła.







Oblizała językiem nos. Zaszczekała, wyrażając zdenerwowanie. Nie pasowałem do otoczenia.




To tylko pozór spokoju - jest czujna jak ważka



Ale nie. Podniosła głowę. Znowu oceniała sytuację. Chwytała nozdrzami powietrze, próbując poznać mój zapach.





W końcu oddaliła się susami ku brzozom. To nie była paniczna ucieczka. Raczej pojedyncze skoki z przerwami na poszczekiwanie. Odszedłem, gdy zniknęła na dobre w cieniu drzew i ucichła.

Przedziwne przedstawienie. Jeszcze takiego nie doświadczyłem. Sądząc po datowniku na zdjęciach, trwało dziesięć minut. Dlatego jeszcze raz zalecam przeczytanie uwag Krzysztofa Leśnego Mikundy. Do mnie trafiły. Raz na zawsze.

Czajki towarzyszyły nadal, gdy wracałem drogą z Nowego Przykopu do domu. Próbowałem je fotografować, ale ryzyko było za duże. Mogłem trafić obiektywem w słoneczną tarczę, niekoniecznie z ptakiem na jego tle. Po doświadczeniu z majowym żurawiem, uważniej oglądam kierunek, w którym zmierzają ptaki.


2 komentarze:

  1. Miałem podobną sytuację kilka lat temu. Idąc łąką nie było nigdzie dorosłej sarenki w pobliżu, a mały był tak ukryty w trawie, że gdybym nie zatrzymał kroku ( jakaś myśl podpowiedziała mi "zatrzymaj się" )stanąłbym na małe koźlę. Popatrzyłem przez lornetkę, zrobiłem jakąś fotkę i patrząc na ekran aparatu jak wyszło zdjęcie, zobaczyłem pod nogami to maleństwo. Powoli wycofałem się. Tego samego dnia w innym rejonie łąki trafiła mi się druga taka sytuacja. Tylko że tam były 2 maluchy.
    Niestety tak to jest że chodząc po terenie możemy trafić na różna sytuacje. Jednak zawsze i przede wszystkim trzeba brać pod uwagę dobro zwierząt, ptaków. Wszak jesteśmy na ich terenie. Pierwsza zasada powinna brzmieć " Nie szkodzić "
    Komentarz Krzysztofa do tej sytuacji bardzo pouczający.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki za komentarz. Po tym spotkaniu chyba mi przeszła tania fascynacja bliskością dzikich zwierząt.

    OdpowiedzUsuń