sobota, 2 czerwca 2018

Przykop o poranku


Znajomy z fb, autor wielu dowcipnie podejrzanych scenek przyrodniczych, przyznał, że płynął szlakiem Krutyni bez aparatu fotograficznego. Byłem poruszony jego wyznaniem. Bez aparatu nie mam odwagi wyjść nawet na kwadrans za próg domu w Przykopie, na przykład wyprowadzając Mikę na spacer. Na pozór łąka za płotem, zagajniki na pagórkach, polne stawy i rowy melioracyjne błyszczące wodą w promieniach wczesnego słońca, to żaden widok dla konesera łatwych wrażeń właściwych patetycznym krajobrazom. Jestem jednak wyznawcą drugiej opcji:
- Chcesz zobaczyć piękno? Postaraj się.

Warmiński lis

Żuraw

Przykopski krajan

Zakąsił




Przechodząc ścieżką w wysokiej trawie za ogrodzeniem działki, już szykuję aparat do fotografowania. Okazja może zdarzyć się zaraz za ostatnimi sosnami, które się same wysiały na łące nieopodal zarastającego stawu. Może być to lis, bocian, żuraw albo krzyżówki figlujące pod kępą turzyc i wikliny otulającej samotne brzózki. Wychodząc na otwartą przestrzeń, nie znam dnia, godziny ani chwili. Czujność. Oczy dookoła głowy. Wyostrzony słuch…


Idzie sobie przez Przykop
Taki zestaw to codzienność Przykopu
Miły sercu obrazek

Zające w sianie

Ułamek sekundy decyduje o intensywności doznania. Jeśli to przemieszczająca się przez zboże łania; skradający się lis; zające bawiące się między pasmami schnącego siana; spacerujący nieopodal bocian; krzyczący żuraw; łabędzie krzykliwe nadające spod chmur; przelatująca cierniówka (parka uwiła sobie gniazdo pod gałązkami grabu na naszej działce) – muszę polegać na automatyce i oprogramowaniu aparatu, a nie na ręcznym ustawianiu parametrów ekspozycji. Nie ma czasu. Szczęście jest, albo go nie ma. Jedyne, co pozostaje, to intuicyjne kadrowanie.

Złapiesz w obiektyw albo nie - nastawienia się nie liczą

Sobie odleciał

Z braku spektakularnych zdarzeń, przyciągających uwagę ruchem, ulotnym wrażeniem, skupiam się na szczegółach otoczenia. Nawet banalne kwiaty, zakola rowu melioracyjnego, żaby tetryczące w tatarakach, stają się w świetle złotej godziny atrakcyjne.




Tetryczą w słońcu


Codziennie wychodzę o świcie na łąki i pola dolinki rozciągającej się od Przykopu w kierunku Nowego Przykopu i Nowej Wsi i za każdym razem wracam z foto-trofeami. Potwierdzającymi spostrzeżenia uważnych obserwatorów życia, że znajome widoki oglądane po wielokroć wydają się za każdym razem inne. Tożsamość kształtów krajobrazu nie przekłada się na podobieństwo wrażeń i doznań estetycznych. Lada wahnięcie pogody, powiewu wiatru, układu chmur na niebie, pierwsza lepsza zmiana sytuacyjnego kontekstu, pory dnia, roku, jakieś niepozorne odciski antropocentryczne… wszystko to sprawia, że powtarzające się zdjęcia nabierają zgoła innej treści. Przeglądane po kolei zdają się snuć wątki niekończącej się opowieści o rzece trwającego życia… To jeden z powodów, dla których uwielbiam oglądać galerię Massimo Petritoli (Kasiulowej ze skasowanego Panoramio). Owa niepowtarzalność wrażeń sprawia, że każdy przyjazd do Przykopu niesie w sobie zapowiedź kolejnej przygody.

Zwiastun burzy


Czarodziejski ogród

Pola i łąki emanują niezwykłą energią. W zagajnikach między ludzkimi siedliskami są miejsca, gdzie na świat przychodzą sarny, jelenie i dziki. Te zdjęcia na przykład zrobiłem wczoraj. Przypadkiem. Łania tuż po połogu i narodzone cielę. Wytrzymały moją obecność, kiedy szedłem łąką wzdłuż rowu melioracyjnego na północ. Poderwały się do ucieczki przez łan zboża i przydomową łąkę, opuszczając przytulne zarośla pod zagajnikiem za rowem, gdym wracał. Wiedziałem, jak je podejść. Nie skorzystałem jednak z okazji. W końcu byłem u nich tylko na chwilę.