Przykop |
Przyjazd
do Przykopu za każdym razem wywołuje we mnie ożywcze wrażenie. Czuję się tak,
jakbym zaczynał długo wyczekane wakacje. Obojętne czy to powrót zimą lub na
przedwiośniu, gdy krajobraz jeszcze nie otrząsnął się z pozimowej szarości, czy
też w listopadzie, kiedy krajobraz traci kolory i zamiera na długi czas
zimowego snu. O wiośnie, lecie czy wrześniowo-październikowej jesieni nie
wspominam, bo to oczywista oczywistość, że tutaj – po prostu – trzeba być.
Przykop |
Zastanawiam
się, skąd bierze się ten nastrój. Nie potrafię tego prosto objaśnić. To sprawka
bogactwa wrażeń, których doznaję każdego dnia. Obojętne jaka jest pogoda. Jeśli
za oknem jest ponuro, włączam najpierwszy program telewizyjny – ognisko w
kominku, które, błyskając spoza szerokiej szyby, roztacza w salonie nastrój.
Nie sposób się mu oprzeć. Słucham wtedy trzaskającego drewna, delektuję ciepłem
żaru, gapię się na chaotycznie migające płomienie rozświetlające wnętrze pokoju
pomarańczowym i czerwonym blaskiem.
Wiosna w Przykopie |
O
słonecznym świcie zaś wychodzę na łąkę za płotem, by w maju słuchać śpiewu
dudków, które gdzieś za sąsiadem urządziły gniazdo (do tej pory ich nie
namierzyłem, a on ma ich zdjęcia, wabiąc całorocznym karmnikiem); gruchania
grzywaczy odchowujących młode w brzezinie na działce innego sąsiada;
przejmujących pokrzykiwań czarnego dzięcioła, przesiadującego w łęgu jednego z
licznych i jeszcze wypełnionych wodą rozlewisk; klangoru żurawi, dominującego w
całym tym niezwykłym koncercie;
Przykopski bocian |
klekotu bocianów, bez którego wiosna w Przykopie byłaby odarta z części swojego splendoru; kukania kukułek, podczas którego odruchowo
chwytam się za kieszeń z monetami (Leśny Dziad na swoim blogu pokazał karmienie pisklęcia kukułki przez parę cierniówek – co za wrażenie); rytmicznego świstu
skrzydeł przelatujących łabędzi; chrapliwego wrzasku czapli przepłoszonych z
rowów melioracyjnych lub dzikich kaczek podrywających się ze stawków za płotem…
Krzykliwy popis |
Mazurek wiosną w Przykopie |
Jeśli
do tego dodać spotkania z sarnami rezydującymi w gęstych zagajnikach i wśród krzaków
łozy na podmokłych łąkach; z lisami i borsukami, które na pagórkach lub w
gęstwie szybko rosnącej kukurydzy urządzają nory;
jeleniami przemieszczającymi się po polach i łąkach czy między zagajnikami od masywu leśnego wokół Nowych Ramuk do drugiego za Przykopem i Kopankami; watahami dzików kryjących się w gęstej zieleni i pod osłoną samosiejek zagarniających porzucone obszary rolne; zającami urządzającymi godowe wyścigi na wyczerpanie, których zwycięzca dostępuje zaszczytu prokreacji…
jeleniami przemieszczającymi się po polach i łąkach czy między zagajnikami od masywu leśnego wokół Nowych Ramuk do drugiego za Przykopem i Kopankami; watahami dzików kryjących się w gęstej zieleni i pod osłoną samosiejek zagarniających porzucone obszary rolne; zającami urządzającymi godowe wyścigi na wyczerpanie, których zwycięzca dostępuje zaszczytu prokreacji…
To
i tak owo spektrum wrażeń nie wyjaśnia, dlaczego wracam tutaj z poczuciem… no
właśnie z poczuciem czego?
Dzisiaj
wyczytałem na facebooku, że gwara
warmińska została wpisana na listę niematerialnego dziedzictwa kulturowego.
Zastanawiam się, jakie to może mieć znaczenie dla mnie, człowieka spoza Warmii
i Mazur.
Może jednak nie o znaczenie chodzi, lecz o kolejny dowód, że od lat przebywam w miejscu, gdzie trudniej odnaleźć rzeczy zwykłe niż niezwykłe, chociaż ci, którzy tu mieszkają od pokoleń, rzeczy niezwykłe uważają za zwykłe, codziennie towarzyszące ich egzystencji, nie pobudzające do głębszej refleksji, póki ich przypadkiem nie zabraknie. To tak jak ze zdrowiem. Póki nie szwankuje, nie dostrzegamy dobrodziejstwa tego stanu.
Kosmos z perspektywy Przykopu |
Może jednak nie o znaczenie chodzi, lecz o kolejny dowód, że od lat przebywam w miejscu, gdzie trudniej odnaleźć rzeczy zwykłe niż niezwykłe, chociaż ci, którzy tu mieszkają od pokoleń, rzeczy niezwykłe uważają za zwykłe, codziennie towarzyszące ich egzystencji, nie pobudzające do głębszej refleksji, póki ich przypadkiem nie zabraknie. To tak jak ze zdrowiem. Póki nie szwankuje, nie dostrzegamy dobrodziejstwa tego stanu.
Wszystko piękne w tym Przykopie jest i zające i jelenie i samotny człowiek z wędką próbujący coś złowić.
OdpowiedzUsuńJednak do mnie najbardziej przemawia fotka nr. 3 Ta polna droga gdzieś skręcająca w lewo, ten płot z drewnianymi słupkami i żerdziami nie pierwszej młodości, brzozy i żuraw, taki spokój. Gdyby jeszcze gdzieś w tle rolnik uprawiał ziemię konno to byłaby pełnia szczęścia. :) Taki obraz mam zachowany w pamięci.
Hmm... Twój komentarz fajny jest :-).
OdpowiedzUsuńa do mnie to wiadomo co przemawia najbardziej - jelenie :) Ale naj, naj, najbardziej, to jednak tekst napisany szczerze od serca, z dozą młodzieńczego zachwytu i dojrzałej refleksji w jednym. Fajne, fajne, jak zwykle bardzo fajne! W minionym tygodniu byłem w Przykopie trzy razy i z cała stanowczością potwierdzam, że można wydać album przepięknej fotografii przyrodniczej, nie opuszczając tej wsi. Cudo!
OdpowiedzUsuńDzięki Krzysztofie. Szkoda tylko, że rozlewisko w Nowym Przykopie zniknęło. Wojciech Altmajer twierdzi, że kiedy tutaj osiadł na początku lat osiemdziesiątych, było tak samo. Woda pojawiła się, kiedy zatkał się odpływ w kierunku Nowej Wsi.
OdpowiedzUsuńtak, zaglądam tam regularnie. Niestety widok nie poprawia mi humoru. A może by tak porobić za bobra i zatkać ten odpływ!
UsuńOdpływ jest zatkany. Problemem susza hydrologiczna. Pan Altmajer twierdzi, że zanikły nawet źródła z kurzawki za jego gospodarstwem. A wydawały się wieczne, bo nawet w najgorsze zimy przesiadywał nad nimi zimorodek.
Usuń