Takie rzeczy
tylko w Przykopie
I. Spotkanie z jeleniami
Wiosna w Przykopie ma to do siebie, że wiesz, kiedy
przyszła, choćbyś nie widział żadnych oznak. Ledwo otworzyłem oczy, ledwo
usłyszałem klangor żurawi, wiedziałem, że muszę pójść na łąki za płotem.
Depcząc wszędobylski szron, wyszedłem z zagajnika nad staw wypełniony po brzegi
wodą. Para kaczek wystartowała spod zarośli, wrzasnęła i umknęła nad kępy łozy
w oddali, zostawiając szybko zamierającą falę. Na pagórku po prawej pasły się
sarny. Gryzły oszronioną oziminę.
Zamierzałem do nich podejść, lecz kątem oka
zobaczyłem obiecujące kształty pod słupem linii energetycznej. Słońce co prawda
już się skradało za ścianą lasu od strony Kopanek, lecz w dolince zalegał
jeszcze cień. Kształty się poruszyły. Na ekranie wyświetlacza zobaczyłem łanie.
Za mozaiką bezlistnych gałązek dostrzegłem jeszcze jakieś kontury. Czyżby
chmara?
Zostawiłem sarny samym sobie i poszedłem drogą do
leśniczówki. Z nadzieją, że podejdę do jeleni osłonięty zagajnikami i pagórkami.
Droga była rozjechana. Mokra zima sprawiła, że ciężkie maszyny grzęzły w błocie
po osie. Ktoś zasypał najgorsze fragmenty gruzem. Rowerem nie pojedziesz.
Piechotą mozolnie. Samochodem już się nie odważę. Brnąłem ku ulubionym brzozom
przez zamarznięte koleiny.
Fotografowałem rozśpiewane kosy, trznadle, czyże,
sikory… Drzewa w oddali przybrały odcienie złotej godziny. Mróz mroził.
Oszroniona trawa i nawłoć szeleściła pod stopami. Warstewka lodu zdobiła
niezmącone lustra przydrożnych stawów i kałuż…
Pod leśniczówką |
Za kamertonową brzozą i gospodarstwem w zagajniku
starych drzew ponownie zobaczyłem jelenie. Szły za drewutnią. Były oświetlone.
Fotografowałem raz za razem. Widok zdał się nierealny.
Licówka wiodła grupę
wierzchołkami pagórków w kierunku leśniczówki w Nowym Przykopie. Kiedy zniknęły
za gałęziami, przyspieszyłem kroku. Minąwszy krzyżówkę polnych dróg,
wypatrzyłem przerwę w ścianie drzew z widokiem na grzbiet pagórka. Chmara szła
szeregiem ku dolince pod leśniczówką i do kępy starych topól porażonych
jemiołą.
Leśniczówka w Nowym Przykopie |
Pod osłoną zarośli skradałem się ku kemowi, wzgórzu w kształcie
regularnego stożka. Jelenie zdążyły przejść przez drogę i skryły się za łozą
nieopodal zmurszałej ambony. Klangor żurawi dobiegał ze wszystkich stron.
Zagłuszał moje kroki. Złapałem obiektywem ostatnie łanie, zanim się schowały w
mierzwie gałęzi.
Wszedłem na stożkowe wzgórze. Przez mozaikę gałązek
i konarów wypatrzyłem kontury zwierząt. Skupiły się na łące pod ścianą
pokrzywniańskich olch. Pomyślałem:
- To jest to, o co chodzi.
Szukałem dogodnego podejścia. W końcu wypatrzyłem
lukę między gałęziami. Stado obserwowało każdą stronę swojego otoczenia. Chyba
mnie nie dostrzegło – słońce miałem za plecami.
Po kilkudziesięciu zdjęciach zszedłem nad
wypełniony nareszcie wodą a nie błotem staw pod leśniczówką – miejsce, w którym
miałem okazję zrobić chyba najpiękniejsze obrazy okolic Przykopu.
Skradając się
pod osłoną przydrożnych krzaków i drzew, dotarłem do miejsca, skąd mogłem
zajrzeć w perspektywę łąki. Jelenie schodziły już jednak za grzbiet pagórka.
Patrząc na ich głowy wystawione nad linię oszronionej trawy, zacząłem
powątpiewać, kto z kogo bardziej stroi żarty. Zwierzęta odeszły między lipy,
olchy i graby zagajnika.
II Altmajerówka
Postanowiłem więc zobaczyć rozlewisko w
Altmajerówce. Minąwszy leśniczówkę, zszedłszy drogą w szpalerze świerków,
podkradłem się pod osłoną sosen do brzegu mokradła. Miałem nadzieję spotkać
jakieś zwierzęta. Było jednak pusto. Woda wypełniła południową część zatoki,
podtapiając wyschnięte kępy zarośli. Kilka lat wcześniej fotografowałem w tym
miejscu parę łabędzi krzykliwych. Ptaki pozowały w tumanach tańczącej nad
rozlewiskiem mgły. Dzisiaj nie było magii. Wody wciąż za mało. Puste łąki
osrebrzył szron. Trawa zalegała całą powierzchnię zmierzwionym i zmacerowanym
dywanem. Wegetacja jeszcze nie ruszyła.
Podszedłem do brodu oddzielającego południową część
rozlewiska od skrytej w lesie i zarośniętej rozległymi kępami łozy zatoki. Spod
samotnej sosny na podwyższeniu półwyspu fotografowałem dzikie kaczki, łyski i
gągoły uwijające się w zaroślach. Pod lasem krzyczały żurawie. Chyba założyły
gniazdo w wyschniętych szuwarach. Czajki krążyły nad taflą wody, roznosząc
śpiewne krzyki. Wiosna była nadal surowa. Ale to światło, przymrozek, koncert,
ruch… – wszystko ożywiało zmysły.
III Żurawie i bociany
Wracałem przez pola. Najpierw obok stawu
wypełniającego podmokłą wnękę w zagajniku brzóz, wierzb, olch, jesionów. Po
tafli pływały gągoły. Nie wytrzymały jednak mojej obecności i poderwały się do
ucieczki. Panoramowanie nie wyszło. Zamieszczam – liczy się scena. Dynamiczna.
Za stawem wspiąłem się na pagórki. Słońce świeciło
na dobre. Rozpiąłem kurtkę mimo trzymającego mrozu. Dolinki otwierały jeszcze
surowe wnętrza. Stawy błyszczały między krzakami i łąkami. Przechodziłem przez błotniste
strumienie. Omijałem kretowiska. Kierowałem się klangorem żurawi. Dostrzegłem
je daleko. Wybierałem zagłębienia terenu, by podejść jak najbliżej. W końcu
wychyliłem się nad krawędź wierzchołka pokrytego badylami wyschniętego
wrotyczu. Słońce za plecami, łodygi przed aparatem…
- Powinno się udać – pomyślałem.
W Przykopie |
A potem sesja na tle zabudowań Nowego Przykopu.
Najpierw widziałem parę. Pozowały w pełnym słońcu. Kiedy odleciały, ich miejsce
zajęła kolejna trójka. Prawdopodobnie rodzice z ubiegłorocznym potomkiem.
Dorosłe podnosiły nieprawdopodobny klangor. Ogłuszający, gdybym był blisko. A
one krzyczały sobie wprost do uszu.
Po chwili pojawiła się jeszcze jedna para.
Przeparadowała na tle odległego bocianiego gniazda. W którym się działo!
Wiosennie się działo 😊.
Na bociany wybraliśmy się jeszcze pod wieczór do
Butryn. Spacerem przez las za Przykopem. Ktoś orał pole między dwoma
opuszczonymi siedliskami: jednym na pagórku pod ścianą lasu, drugim wśród
starych lip, pokręconych grabów i nieopodal potężnego klonu. Traktor zwabił
bociany, które nadlatywały z Butryn. Kiedy podeszliśmy do kapliczki w
czarodziejskim ogrodzie bociany rozgościły się na dobre. Dołączył do nich
żuraw, nic sobie nie robiąc z obecności maszyny i ludzi. Byłem zaskoczony. Płochliwy
żuraw w środku prac polowych?
Bociany badały każdą świeżo odwróconą skibę
brunatnej ziemi. Podlatywały do stawu w polnym zagłębieniu. Było sielsko.
Żurawie rano, bociany po południu. Poczułem się wreszcie u siebie.
Zaaklimatyzowałem się. Właśnie o to chodziło.
Taaa ... :)Tu się oddycha! Ciekawi mnie czy w tym roku na rozlewisko wrócą czaple białe. Fajnie było zobaczyć to stadko, znane mi dobrze :)
OdpowiedzUsuńTeż czekam na powrót ptactwa.
Usuń