Jeż warszawski |
Przed wejściem na klatkę wieżowca |
Nie wyspałem się. O świcie Mika
podniosła raban. Próbowałem ją przetrzymać, ignorując jazgot. Po dłuższej chwili
zareagowała Małgosia. Trzy psy szalały na drodze, szczekając i warcząc.
Myślałem, że sprawa między nimi. Dostrzegliśmy jednak jeża zwiniętego w kulę.
Wdziałem dres i kurtkę na piżamę, wbiłem się w buty. Na dźwięk otwieranych
drzwi psy uciekły z podkulonymi ogonami. Zagarnąłem jeża rękawiczkami. Włożyłem
do pudła wymoszczonego ręcznikiem. Postawiłem na stole. Był tak zwinięty, że
nie potrafiłem dojrzeć gdzie pyszczek, gdzie tył.
Po bijatyce |
Nagle Mika zaczęła
od początku. Przy furtce. Czarny kundel dopadł kolejnego jeża za płotem. Z
pyska toczył krew. Nadział się na igły. Ze złości drapał ziemię obok
nastroszonej iglastej sierści. Co sobie ubzdurał? Zagarnąłem kolczastą piłkę do
drugiego pudła. Rozejrzałem się dookoła. Szukałem młodych. Nic takiego nie
dostrzegłem. Nie usłyszałem też charakterystycznego świergotania. Pomyślałem:
- Chyba to parka.
Jeże znajdowały
się w katatonii. Ledwo oddychały. Ten pierwszy wciągnął powietrze głębiej dopiero
po kwadransie. Widziałem, jak unosił się jego bok. Potem zaczął fukać i
pomrukiwać. Potrząsał igłami. Obrócił się na brzuch. Wcisnął pyszczek w
miękką tkaninę. Zrzucał z siebie igliwie, liście i piasek, w którym go wytarzano.
Był duży. Włosy wokół pyszczka pokryła siwizna. Powoli prostował się i obwąchiwał
nieznane mu miejsce.
Czy te oczy mogą kłamać? Chyba nie. |
Drugi jeż okazał
się młodszy i mniej poturbowany. Czubki igieł zabarwiły się psią farbą. Ze
stanu katatonii wychodził dłużej. Kiedy jednak doszedł do siebie, próbował
wyjść z pudła i zeskoczyć ze stołu.
Poszły sobie |
Mika szalała. Chciała
koniecznie je obwąchać zaniepokojona intensywnym zapachem. Kiedy
postawiłem pudło na podłodze, rzuciła się z kłami. Jeszcze nie zdążyła
posmakować igieł. Nie dała się odpędzić. W końcu wylądowała w innym pokoju, gdy
żadne środki perswazji i przekupstwa nie poskutkowały.
Ostatnie słowo przed drogą |
Stwierdziwszy,
że nie są poranione i że mogą chodzić o własnych siłach, przejawiając coraz
większe ożywienie, postanowiliśmy je uwolnić. Chociaż żal było wypuszczać. Tak
dobrze im patrzyło z oczu.
Zanieśliśmy je
do sosnowego zagajnika z gęstym trawiastym podszytem. Podczas transportu
młodszy nabrał takiego wigoru, że koniecznie chciał wejść na ramię. Z
coraz większym trudem utrzymywałem go w pudle. W sośniaku po wypuszczeniu
marudziły, wróciwszy do chłodnego środowiska (na szczęście nie było przymrozku).
Poczekaliśmy, aż zaszyją się suchej trawie pod drzewkami. Po kwadransie już ich
nie było, gdy wróciliśmy sprawdzić, czy wszystko w porządku.
Dzień się zaczął
jak zwykle – od lokalnego trzęsienia ziemi 😊. Trwającego
ze dwie godziny.
Jeśli spotkacie jeże w tarapatach i nie wiecie, jak im pomóc, kontaktujcie się z lecznicami organizacji Primum:
pozostałe dane kontaktowe poniżej:
Biuro Fundacji
ul. Królowej Jadwigi 8H/1
01-986 Warszawa
01-986 Warszawa
ORJ Jeżurkowo
ul. Orla 4
05-101 Skierdy
ul. Orla 4
05-101 Skierdy
telefon: 606-950-949
ORJ Jerzy dla Jeży
ul. Lutycka 14a/2
57-300 Kłodzko
ul. Lutycka 14a/2
57-300 Kłodzko
telefon: 505-140-960
Brawo! Ja wyczekuję już jeża w ogrodzie. Na szczęście psica nauczyła się, że to stwór nietykalny :-)
OdpowiedzUsuńMoją czekałoby samookaleczenie.
Usuń