Safari z okien
domu
Pozer |
Wygasające
z końcem września rykowisko słyszałem i oglądałem w tym roku już od połowy
sierpnia. Nie tylko za oknem, ale i na facebooku
pełnym relacji mrożących krew w żyłach o podchodach w gąszczu leśnego podszytu,
wabieniu, wspinaniu się na ambony, ryzyku wyjścia na linię strzału… o
drapieżnych kleszczach, wpleszczach, strzyżakach, komarach, ślepakach, gzach,
muchach końskich – całego tego zoologu zwanego na Syberii gnusem.
Dojrzewając do rykowiska |
Sam skusiłem się na spacer kajakiem, wpływając po ciemku w środek rykowiska nad górną Łyną. Było zachwycająco, chociaż jeleni nie ujrzałem z wyjątkiem
chwili, w której przekraczały nurt rzeki za Brzeźnem Łyńskim.
Kumple |
Mimo
to jednak dziwiłem się relacjom wypełnionym zmęczeniem, potem, bólem, nieomal
krwią…
Co za spojrzenie! |
Nawet
te zdjęcia powyżej i poniżej zrobiłem przypadkiem i bez specjalnych starań, nie znając
się na jakichkolwiek zwyczajach zwierząt, ani nie tropiąc ich dniami i nocami.
Po prostu byłem we właściwym miejscu o właściwej chwili.
W klimacie obrazów Fałata |
Wszystko
to przez moje osobiste safari oglądane nieomal z okien domu.
Wcale się nie skradałem |
Fotografując
zwierzęta, nie zrywam się w nocy. Nie wdziewam maskującego odzienia. Nie
okupuję czatowni. Nie drżę z zimna w bezruchu, walcząc z sennością. Po prostu
wstaję wczesnym rankiem i wychodzę za płot. Słońce za moimi plecami utrudnia
zwierzętom obserwacje. Jednocześnie oświetla je światłem złotej godziny. Nie
znam drugiego takiego miejsca.
Spojrzał na mnie |
Oto
foto-relacja z kolejnych trzech wrześniowych spacerów o świcie. Żałuję jedynie,
że nie ma już bocianów (odleciały niespostrzeżenie w połowie sierpnia) i żurawi
(zniknęły bez pożegnalnego oblotu w połowie września, dwa, trzy tygodnie
wcześniej niż zwykle).
Spacer pierwszy.
Spotkanie z lisami, łabędziami krzykliwymi i szpakami.
Spojrzał w obiektyw, ale czy domyślił się, że jest bohaterem wpisu? |
Ledwo
wyszedłem spoza linii drzew sosnowego zagajnika, ujrzałem lisa polującego na
łące poniżej łanu dojrzewającej kukurydzy. Długo zabawił, zanim odszedł między
łodygi roślin, przemknąwszy pod naelektryzowanym drutem ogrodzenia.
Fotografowaniu
towarzyszył niezwykły nastrój. Wrześniowy krajobraz w złotej godzinie,
aczkolwiek nostalgiczny, jest pełny nasyconych kolorów.
Teren mojego safari |
Słońce wzeszło i maluje |
Wyszedłszy
na szczyt pagórka ugorem po ściętym i zebranym zbożu między łanami kukurydzy,
sfotografowałem zająca, który czmychnął między przejrzałe osty, łabędzie
krzykliwe lecące w kierunku Pokrzyw, a potem biesiadujące szpaki, które czyniły
niezwykły zamęt, latając nad zaoranym i zbronowanym polem.
Łabędzie krzykliwe |
Szpaki |
Tak się układa nuty |
Sceneria dla szpaków |
Szpaki lubią to miejsce |
Wracając
szosą z Nowej Wsi w stronę Przykopu pomiędzy starymi dębami, klonami i
jesionami rosnącymi w malowniczo prześwietlonym szpalerze, spotkałem parę
lisów, które biegły najpierw przez łąkę od strony Kopanek, potem przeskoczyły
przez szosę tuż za tablicą Przykopu i uciekły granicą posiadłości sąsiadki w
kierunku łąk i rowów melioracyjnych. Liczyłem na to, że jeszcze je dopadnę na
otwartej przestrzeni, lecz obydwa zwierzaki wiedziały, gdzie się ukryć.
W stronę Przykopu |
Spacer drugi.
Spotkanie z sarnami i słońcem we mgle.
Świt nad Przykopem |
Tym
razem świt był szary. Mgła długo wisiała w powietrzu. Dopiero słońce zaczęło ją
powoli rozpraszać. Krajobraz wypełniły smugi cienia i światła rozczepianego w
wachlarze pełne barw tęczy. Nie potrafiłem oderwać oczu od niezwykłych obrazów
malowanych mgłą i światłem.
Fraktale nad Przykopem |
Sarny
dostrzegłem kątem oka. Niestety one zauważyły mnie wcześniej, więc kiedy zacząłem
je fotografować, koziołek już był pobudzony. Długo jednak nie mógł się
zdecydować na ucieczkę. Patrzenie pod słońce nie sprzyja rozpoznawaniu wroga.
Zwłaszcza kiedy sarny są dotknięte gatunkową przypadłością – astygmatyzmem
utrudniającym rozpoznawanie szczegółów obrazu. Muszą się wspomagać słuchem.
Tymczasem ja nie zamierzałem w ogóle hałasować.
Zwierzęta
oddaliły się w uciesznych podskokach. Ich ucieczka nie była paniczna. Do końca
miały wątpliwości, czy dobrze robią, opuszczając łąkę pełną smakowitości.
Podskok cyrkowca |
W
drodze powrotnej słyszałem czarne i zielone dzięcioły. Przebywają w tej okolicy
z powodu wielu starych wierzb i dębów. O innych dzięciołach nie wspominam, bo
mnożą się tutaj wszędzie. Czarne dzięcioły to rzadkość. Z powodu wymagań
środowiskowych trzeba wydzielać im ostoje. Takie jak za biskupią aleją w
Bałdach. Widocznie w Przykopie występują pożądane cechy krajobrazu i środowiska.
Poszły sobie |
Spacer trzeci.
Spotkanie z jeleniami, sarnami i dzikami, które nie dały się sfotografować.
Ziiimnoooo... |
To
było moje zwieńczenie rykowiska.
Świt
sprzyjał ostatnim chwilom tego spektaklu natury. Przymrozek pokrył trawę na
łące. Rozgarniałem nogawkami szron pokrywający liście podszytu w sosnowym
lasku, zarośla ostu na porzuconych skrawkach upraw, w końcu trawę wzdłuż
ścieżek wydeptanych przez zwierzęta. Jelenie ujrzałem spod łanu kukurydzy na
pagórku. Stałem w miejscu, gdzie dziki przerwały drut elektrycznego pastucha i
wpadły w kukurydzę, by posmakować dojrzałych kolb. Przy okazji naruszyły darń
łąki, pozostawiając placki odsłoniętej ziemi. Przyszedłem trochę za późno, by
je sfotografować. Usłyszałem jedynie szelesty rozgarnianych roślin.
Potem
dobiegł mnie ryk byka. Wynurzył się spomiędzy brzóz, krocząc za łanią.
Regularny dwunastak. Widok wydał się nieprawdopodobny. Pomyślałem:
-
Tak bez wysiłku? Bez skradania się? Bez podchodów i wabienia?... Bez gnusu obrzydzającego życie?...
Zwierzęta
kroczyły sobie w kierunku samotnego domu na wzgórzu. Po chwili zniknęły za
rozłożystymi krzakami łozy.
Ruszając
w ich kierunku, wypłoszyłem dwie sarny, które poderwały się z zarośli nad rowem
melioracyjnym i uciekały pod osłoną mokradła w przejście między łanami kukurydzy
w kierunku drogi do Nowej Wsi.
Poszedłem za nimi, licząc że zatrzymają się na
ściernisku. Niestety przepadły za szpalerem przydrożnych drzew. Przede mną
otworzyła się panorama przykopskich i nowowiejskich pól ze starymi wierzbami i
dębami w oddali i ścianą puszczy pod linią horyzontu.
Im
dłużej spoglądam na ten krajobraz, tym większą estymą go darzę. Coś jest w
powiedzeniu, że najbardziej lubimy piosenki, które znamy. Trawestując je,
najbardziej lubimy miejsca, które znamy i oswoiliśmy.
Jelenie
tymczasem wynurzyły się z zagajnika wprost na zarośniętą polanę nieopodal słupa
linii energetycznej. Były zjawiskowe. Podobno nawet podczas rykowiska stadem rządzi licówka, najbardziej doświadczona
łania. Byk, mimo całej swojej potęgi i aparycji, jest chroniony przez swoje dziewczyny, otaczające go ze wszystkich stron troskliwym wianuszkiem.
Jeśli któraś podniesie alarm, licówka wybiera kierunek ucieczki, a dominujący
byk potulnie podąża za nią. Stadko wyszło więc na skraj zagajnika,
pozostawiając swojego pana między brzozami.
Podchodziłem
do nich bez pośpiechu pod osłoną grzbietu pagórka. Pasły się, zachowując
czujność. Zawsze jedno ze zwierząt obserwowało otoczenie. Nieruchomiałem, gdy
tylko któreś spoglądało w moim kierunku.
Sesja trwała z kwadrans. Byk jednak
już się nie odezwał. W końcu licówka dała sygnał do nieśpiesznego odwrotu.
Łanie i tegoroczna młodzież, jeszcze w szacie umaszczonej jasnymi cętkami,
zanurzyły się w cień brzozowego zagajnika.
Myślałem,
że to koniec spaceru. Jednak nie. Jakimś cudem dostrzegłem trzy sarny pasące
się na grzbiecie zarośniętego mierzwą chwastów i ziół pagórka. Między mną a
nimi była rozległa kępa łozy, dzikiego bzu i drzewko pozbawione już liści.
Szedłem tak, by zwierzęta nie mogły dostrzec konturu odsłoniętej sylwetki.
Wiedząc o ich przypadłości – słabym wzroku – trzymałem się zasłony z gałązek i
listowia utrudniających rozpoznanie jednoznacznych szczegółów obrazu. To
działa. Sarny postanowiły uciekać dopiero wtedy, gdy wyszedłem spoza osłony, by
fotografować je bez zbędnych wtrętów najbliższego planu.
Przez
lata przejeżdżałem przez Przykop bez większych wrażeń. Okryłem jego piękno dopiero
wtedy, gdy zacząłem chodzić po łąkach i polach z aparatem w ręku.
W Przykopie dzieje się nieustające safari. Nie muszę nigdzie jeździć. Puszcza przychodzi
sama pod mój dom. To wszystko w sąsiedztwie Olsztyna, który
powinien swoją wielkomiejską naturą wywrzeć wpływ na otoczenie. A jednak tego
wpływu tutaj nie ma.
nie każdy mieszka w sercu Puszczy i nie każdemu przyroda puka do drzwi :) Dla większości z nas możliwość fotografowania przyrody wiąże się z koniecznością zorganizowania wyprawy. Jesteś szczęściarzem.
OdpowiedzUsuńTaka karma :-).
UsuńWszystkie zdjęcia wspaniałe, najbardziej podziwiam jednak jelenie na rykowisku. Masz szczęście, że z domu możesz je fotografować w ten wyjątkowy dla nich czas.
OdpowiedzUsuńDziękuję. Takie miejsce.
UsuńWszystkie zdjęcia wspaniałe, najbardziej podziwiam jednak jelenie na rykowisku. Masz szczęście, że z domu możesz je fotografować w ten wyjątkowy dla nich czas.
OdpowiedzUsuń