wtorek, 27 października 2020

Z pamiętnika sezonowego Warmiaka - bociany odleciały




 

2020-08-14 Piątek

Bociany pożegnały Przykop.

Sąsiad przyszedł na kawę przed południem. Świeciło słońce. Zasiedliśmy na tarasie. W pewnej chwili zadarł głowę. Powiedział:

- Bociany.

Kołowały nad naszymi brzozami i sosnami, które w ciągu ostatnich lat nabrały dostojeństwa i zasłoniły przed słońcem. Bociany zebrały się z całej wsi. Zataczały kręgi, szybując w konwekcyjnym prądzie powietrza unoszącego się z nagrzanych łąk i pól. Czasem obniżały lot. Wtedy widziałem ich bystre oczy. Czasem któryś zaklekotał w locie. Przypatrywały się nam siedzącym przy stoliku. Rozglądały się wokół. Kręgi były coraz ciaśniejsze. W końcu któryś ze starszyzny załopotał skrzydłami, uniósł się wyżej, umykając jaskółkom. Pozostałe podążyły za nim. Utworzyły klucz. Wszystkie obrały kierunek na południe. Prawdopodobnie dołączą do innych przemierzających przestworza nad Karpatami, Bałkanami, przez cieśninę Bosfor, Bliski Wschód…



Odprowadziłem je spojrzeniem za wierzchołki drzew. W sercu poczułem nostalgię. Jak uderzenie. Odlatują coraz wcześniej. Kiedy zawitałem w Przykopie pierwszy raz, odlatywały z końcem sierpnia lub w pierwszych dniach września. W tym roku nie minęła nawet połowa sierpnia. Wieczorem zobaczyłem puste gniazda. Z dźwięków dnia zniknął klekot.

 



Jeszcze wczoraj podczas porannego obchodu z Miką fotografowałem kilka przykopskich bocianów ucztujących na skoszonym polu nieopodal zarośniętego stawu. Jedne spały w ciepłych promieniach wstającego słońca inne żerowały leniwie, wydłubując ze szczeciny ścierniska owady i gryzonie. Snuły się wzdłuż granicy łąki i rżyska. Płoszyły zające.

 



Było jakoś tak… Cieszyłem się każdą chwilą ich widoku. Liczyłem, że pobędą jeszcze z tydzień. Dadzą się fotografować na tle traktora i zaprzęgniętej doń kosiarki, tworząc chwytające za serce obrazy.


Dzisiaj nadzieja prysła.

- Lato się skończyło – powiedziałem.

Sąsiad mruknął:

- Pesymistaś? Szklanka wciąż do połowy pełna. Ciepło. Dzień jeszcze długi...

Pomyślałem:

- No tak. Żurawie wciąż z nami. I Mika, nieodrodna towarzyszka porannych spacerów.

 






 

1 komentarz: