poniedziałek, 29 kwietnia 2019

Co wspólnego ma Richard Feynman z Przykopem?


Brzask i mgła w pasemkach z półksiężycem


W konwencji "Amelii" Audrey Tautou:
Rankiem 25 kwietnia 2019 roku fale grawitacyjnie zabujały Ziemią i zmarszczyły czasoprzestrzeń. Zostały wykryte przez detektory Ligo i Virgo. Tego samego ranka o świcie zerwałem się na spacer do Nowego Przykopu. To był impuls. Wątpię jednak, bym zareagował na zmarszczki wywołane tańcem kolapsujących gwiazd neutronowych. 

Księżyc się przegląda

Wyszedłem mocno przed wschodem słońca. Liczyłem na spotkanie z lisem, który leżał wczoraj pod naszym płotem i mocno interesował się Miką. Po strzyżeniu Mika straciła połowę tęgości i zaczęła (chyba) przypominać pożądany obiekt lisiej adoracji. Lisa jednak nie było.

Słońce w poświacie z piasku znad Sahary

Wyszedłszy na drogę, odkryłem, że sośniak, do którego wypuściłem jeże obronione przed psami, został wycięty. Idąc dalej, odnotowałem, że brzozy towarzyszące nam od 2006 roku rozsypały się. Po ostatnich wiatrach ta najbliższa zrzuciła uschnięte konary. Ta dalsza runęła. Nie spodziewałem się, że była w tak tragicznym stanie. To susza. Jest nieubłagana. Zapowiadane przez meteorologów deszcze odwołały się same. Szedłem przez zakurzony krajobraz, nie dostrzegając w pobliżu zwierząt. Tylko ptaki nadawały wokół. Ekscytujący okres godów i lęgów.

Domowe brzozy dzisiaj

Domowe brzozy z przed... przedwczoraj

Minąwszy ulubiony przydrożny staw obok powalonego przez wiatr drzewa, podążyłem ku moim bohaterkom wielu wcześniejszych zdjęć: kamertonowej brzozie i jej rozwidlonej na kształt wielgachnej procy sąsiadce. W świetle brzasku, zabarwionego saharyjskim piaskiem, nie wyglądały zdrowo. Jeszcze nie wypuściły listków. Nawet kępki jemioł zwiędły. 


Stara ulęgałka za rozwidleniem dróg została ścięta. Już nie zobaczę jej korony w chmurze kwiecia. W zeszłym roku obumierała. Minąłem przerzedzone zarośla nad bagienkiem zasilanym strumieniem z rowu melioracyjnego. Epidemia wycinania drzew i krzaków dotarła do enklawy na dobre. W czasie coraz groźniejszej posuchy.











Pośpieszyłem na wzgórze nieopodal leśniczówki w Nowym Przykopie. Zdążyłem na wschód słońca, które wyłoniło się znad ściany lasu gdzieś między Kopankami a Łajsem. Mgiełka zalegała nad łąkami w pobliżu. Było cicho. Obiektyw zaparował. Przecierałem szkło przed każdym zdjęciem. Nic nie wskazywało, że w powietrzu tyle wilgoci. Zwłaszcza że trawa pod butami sucho szeleściła, a buty pokrył kurz.


Ten niepozorny staw ma w sobie to coś...

Zszedłem nad staw pod leśniczówką. Patrzyłem na szczątki kładeczki. Nieruchoma woda odbijała otoczenie. Kątem oka dostrzegłem jelenie na łączce. Łania patrzyła wprost w obiektyw. Jej jednoroczny piastun też. Zdążyłem zrobić kilka zdjęć, nim matka zdecydowała się odejść w pobliskie olchy. Dzieciak zwlekał. Wahał się chwilę dłużej, nim zniknął za pagórkiem.










Rozlewisko w altmajerówce znowu się cofa. Zielsko wypełniło zatokę, pozostawiając kilka nieśmiałych kałuż pod brzegiem półwyspu. 


Mój utrapiony "ulubieniec"

Szedłem ścieżką zwierząt do sosen nad przesmykiem wydeptanym przez dziki i jelenie przychodzące z noworamuckiego lasu. Strząsałem kleszcze ze spodni. Istne zatrzęsienie kleszczy. Zima bez śniegu i mrozu im sprzyja. Tkwiły na wierzchołkach wyschniętych roślin. Rozcapierzały odnóża pełne haczyków. Drażniłem je. Zniecierpliwione opadały na ziemię…











Zatrzymałem się pod największą sosną, skąd roztaczał się widok na północną część rozlewiska. Łyski tokowały. Stroszyły skrzydła. Pluskały. Goniły się nawzajem. Kwiliły… Słowem widowisko. Nieopodal bawiły krzyżówki i cyranka. Pływały w plamie światła i w cieniu pobliskich krzaków. Było sielsko. Jak zwykle w Przykopie wiosną.

Zanurkowała







Trawestując Richarda Feymana cytowanego przez Marka Demiańskiego, astrofizyka, w przedmowie do „Pan raczy żartować, panie Feynman", powinienem zakończyć wpis słowami:
- Popatrz na ten krajobraz. Ocean cząstek. Każda z nich bezmyślnie zajęta sobą. Są ich biliony, a jednak wspólnie tworzą tę przestrzeń. W niewyobrażalnie zamierzchłej przeszłości, zanim jakiekolwiek oczy mogły je oglądać, rok po roku, dzień po dniu z drgały, łączyły się, dzieliły. Dla kogo? Po co? Na martwej planecie bez żadnych śladów życia… Zawsze w ruchu, napędzane energią traconą rozrzutnie przez słońce, wyrzucaną w bezmiar przestrzeni. Ten strumień fotonów powoduje powszechne drganie, powszechny chaos, z którego wyłania się życie. Coraz bardziej złożone cząstki tworzą inne, zaczynają się odtwarzać. Pojawia się DNA, białka, - choreografia się komplikuje (…) Z tej kołyski powstają układy wielu miliardów atomów obdarzonych świadomością i ciekawością. Powstaję i ja. Stojąc na kemie – ja, wszechświat atomów, jak jeden atom w tym ogromnym wszechświecie, pytam: - Dlaczego? Po co?



Czy ciekawość istnienia i sensu istnienia musi być po coś? Czyż nie wystarczy, że jestem w warmińskim Przykopie? Tutaj w tej chwili, w której przestrzeń ściskają i rozciągają nieodczuwalne fale grawitacji dwóch kolapsujących gwiazd neutronowych? Cóż to za informacja? Jakie ma znaczenie? A może wystarczy to, że wiem... Duch Kopernika nad Przykopem?...




środa, 6 lutego 2019

Dlaczego do Przykopu?





Oto mój azyl. Przyglądam się mu przez okna, albo wychodzę na krótki spacer wokół domu, robiąc sobie przerwę od komputera. O świcie, gdy nie mogę wyjechać, czuwam nad swoją żywiną (to z Konopielki), która pasie się na ostrzyżonej trawie, chwytając odsłonięte owady. Szpaki, kosy, drozdy uczą podrośnięte pisklęta, co jeść, a co omijać. Dzięcioły białoszyje, dzięcioły duże i dzięciołki opukują drzewa. Upatrzyły sobie szczególnie ułamany kikut starej sosny, który wystaje nad rozgałęzieniem trzech wybiegających ku światłu konarów. Każdy z nich chce przejąć rolę przewodnika.





Sosnę okaleczyły dwa potężne szkwały. Przewaliły się nad domem i działką w odstępie dwóch lat. Pierwszy osłabił pień. W miejscu pęknięcia pociekły strugi żywicy. Drzewo jednak się nie zaleczyło. Drugi szkwał zwalił pięciometrowy wierzchołek na moich oczach, gdy z okna poddasza patrzyłem na drzewa przygięte ku ziemi nieprawdopodobnym podmuchem wściekłego wiatru. Ułamany fragment rozpadł się pod ścianą domu, na szczęście z dala od szyb.


Zielone dzięcioły chętnie zaglądają na działkę, rozgrzebując liczne mrowiska w trawie. Wyjadają mrówki i jajeczka. W tym roku jest ich wyjątkowo dużo. Tak jak samych mrowisk. Ich liczebności sprzyja ciepłe i wyjątkowo mokre lipcowe lato. Czasem swoją obecnością zaszczyca nas czarny dzięcioł, przelatując między zagajnikami na podmokłych terenach po obu stronach przykopskiej wydmy.

Pozostawione w dogodnych miejscach pojemniki z wodą przyciągają też inne ptaki i zwierzęta. Mika swoją obecnością płoszy koty, więc ptaki chętnie tutaj zaglądają. Najczęściej widujemy kopciuszki, mazurki, pliszki, zięby, sikory, wilgi, trznadle, turkawki, świerszczaki, świergotki, szczygły, sójki, rudziki, jaskółki, pleszki, kraski, kowaliki… Mnóstwo tego. Ćwiartka atlasu ptaków Andrzeja Kruszewicza.

Z sosnowego lasku za płotem wpada do nas wiewiórka. Chodzi po ogrodzeniu, zagląda do drewutni. Niebawem będzie nachodzić nasze leszczyny w poszukiwaniu orzechów. Wystraszona przez Mikę wyraża oburzenie cichym głosem przypominającym… szczekanie.

Nad dachem szybują bociany, żurawie, jastrzębie, niżej krążą kruki, liczne sroki i wrony, prowokując Mikę do ujadania.

Fruczak gołąbek



Wieczorem, gdy siadamy do ogniska, zaczynają fruwać nietoperze i wielkie zawisaki. Kwiaty odwiedzają ćmy wyglądające niczym kolibry – fruczaki gołąbki. Przeurocze owady.

Hołdując zasadzie, żyj sam i daj żyć innym, utrzymujemy minimalistyczny ogródek otoczony lasem. Grzyby na śniadanie zbieram pod sosnami i brzozami: zajączki, kozaki, prawdziwki i mnóstwo maślaków. Ostatnio wiosną pojawiły się smardze, prawdopodobnie przyniesione ze sfermentowaną korą, którą obsypaliśmy krzaki pod płotem, a w zeszłym roku rydze za sosnami, które przycinamy, by nie sięgnęły gałęziami drutów linii przesyłowej. Gdybyśmy nie przycinali drzew, energetycy by je powalili.


Z kretami i nornikami w ogóle nie walczymy, więc kopce i nory urozmaicają wszystkie kąty z wyjątkiem samego trawnika wokół domu. Tutaj jakimś cudem gryzonie się nie panoszą. Może dlatego, że lepiej czują się w plątaninie korzeni ozdobnych jałowców, pęcherznicy czy bujnych chwastów nad biologiczną oczyszczalnią.

Współlokator




Chwastów też nie zwalczamy. Odpłacają nam wdzięczną bujnością zarośli i kwiatów przyciągających z okolicy wszystkie możliwe owady: ćmy, motyle, dzikie i oswojone pszczoły, trzmiele, ważki, wielobarwne żuki, osy… Skutkiem to, że prawie nie zbieramy owoców ze świdośliwy, śliwy, jabłoni, czereśni, wiśni. Padają ofiarą ptaków i owadów. Czasem zdążymy coś skubnąć, większość plonu zagarnia jednak konkurencja.
 
Czasem zaniepokoją szerszenie. Wbrew pozorom nie są agresywne. Wlatują niekiedy do pokoju na poddasze. Nie przeganiam ich. Cierpliwie czekam, aż zwiedzą wszystkie kąty (na wszelki wypadek zamykam drzwi) i odlecą z basowym buczeniem na zewnątrz. Raz próbowałem machać rękami, by zniechęcić intruza. Myślałem, że mnie ukąsi. Byłem bez koszuli z powodu upału. Owad jednak mnie zignorował. Bez trudu przemykał między rękami. Wyleciał przez okno, gdy uznał, że nic tu po nim. Wtedy pomyślałem, że szerszenie nie atakują, jeśli są daleko od gniazda. Odpada imperatyw obrony własnego siedliska.

Wyglądając za ogrodzenie, widuję dziki i jelenie wędrujące przez łąkę w poszukiwaniu nowych kątów. Przykop to polana między masywami lasów. Czasem podchodzą lisy, polując na gryzonie i niezdarne ptasie podlotki. Młode zające chętnie przełażą przez oczka w siatce i zajadają się drobną koniczyną na naszym trawniku. Gapciowate uszaki trudno wypatrzeć w zaroślach. Nie bierzemy ich w dłonie, by nie przesiąkły ludzkim zapachem i nie zostały odrzucone przez matkę w okresie karmienia.

Po spotkaniu z psami


Sarny, żurawie, bociany podchodzą bardzo blisko znęcone sąsiedztwem niewielkiego stawu, pojawiającego się po zimowych roztopach albo po ulewach.

Tutaj dzieje się prozaiczne życie. Wystarczy usiąść pod krzakiem, zalec na hamaku, poczekać kwadrans, a zaraz zaczyna się ruch między drzewami, w krzakach leśnych i nasadzonych jałowców, w dywanie lawendy, macierzanki, pod krzakami dębów, klonów, grabów, wśród świerków, wokół pniaków po wyciętych brzozach, wokół ogrodowych ozdób…

W naturalnym otoczeniu. Po wypuszczeniu do zagajnika.