środa, 6 lutego 2019

Dlaczego do Przykopu?





Oto mój azyl. Przyglądam się mu przez okna, albo wychodzę na krótki spacer wokół domu, robiąc sobie przerwę od komputera. O świcie, gdy nie mogę wyjechać, czuwam nad swoją żywiną (to z Konopielki), która pasie się na ostrzyżonej trawie, chwytając odsłonięte owady. Szpaki, kosy, drozdy uczą podrośnięte pisklęta, co jeść, a co omijać. Dzięcioły białoszyje, dzięcioły duże i dzięciołki opukują drzewa. Upatrzyły sobie szczególnie ułamany kikut starej sosny, który wystaje nad rozgałęzieniem trzech wybiegających ku światłu konarów. Każdy z nich chce przejąć rolę przewodnika.





Sosnę okaleczyły dwa potężne szkwały. Przewaliły się nad domem i działką w odstępie dwóch lat. Pierwszy osłabił pień. W miejscu pęknięcia pociekły strugi żywicy. Drzewo jednak się nie zaleczyło. Drugi szkwał zwalił pięciometrowy wierzchołek na moich oczach, gdy z okna poddasza patrzyłem na drzewa przygięte ku ziemi nieprawdopodobnym podmuchem wściekłego wiatru. Ułamany fragment rozpadł się pod ścianą domu, na szczęście z dala od szyb.


Zielone dzięcioły chętnie zaglądają na działkę, rozgrzebując liczne mrowiska w trawie. Wyjadają mrówki i jajeczka. W tym roku jest ich wyjątkowo dużo. Tak jak samych mrowisk. Ich liczebności sprzyja ciepłe i wyjątkowo mokre lipcowe lato. Czasem swoją obecnością zaszczyca nas czarny dzięcioł, przelatując między zagajnikami na podmokłych terenach po obu stronach przykopskiej wydmy.

Pozostawione w dogodnych miejscach pojemniki z wodą przyciągają też inne ptaki i zwierzęta. Mika swoją obecnością płoszy koty, więc ptaki chętnie tutaj zaglądają. Najczęściej widujemy kopciuszki, mazurki, pliszki, zięby, sikory, wilgi, trznadle, turkawki, świerszczaki, świergotki, szczygły, sójki, rudziki, jaskółki, pleszki, kraski, kowaliki… Mnóstwo tego. Ćwiartka atlasu ptaków Andrzeja Kruszewicza.

Z sosnowego lasku za płotem wpada do nas wiewiórka. Chodzi po ogrodzeniu, zagląda do drewutni. Niebawem będzie nachodzić nasze leszczyny w poszukiwaniu orzechów. Wystraszona przez Mikę wyraża oburzenie cichym głosem przypominającym… szczekanie.

Nad dachem szybują bociany, żurawie, jastrzębie, niżej krążą kruki, liczne sroki i wrony, prowokując Mikę do ujadania.

Fruczak gołąbek



Wieczorem, gdy siadamy do ogniska, zaczynają fruwać nietoperze i wielkie zawisaki. Kwiaty odwiedzają ćmy wyglądające niczym kolibry – fruczaki gołąbki. Przeurocze owady.

Hołdując zasadzie, żyj sam i daj żyć innym, utrzymujemy minimalistyczny ogródek otoczony lasem. Grzyby na śniadanie zbieram pod sosnami i brzozami: zajączki, kozaki, prawdziwki i mnóstwo maślaków. Ostatnio wiosną pojawiły się smardze, prawdopodobnie przyniesione ze sfermentowaną korą, którą obsypaliśmy krzaki pod płotem, a w zeszłym roku rydze za sosnami, które przycinamy, by nie sięgnęły gałęziami drutów linii przesyłowej. Gdybyśmy nie przycinali drzew, energetycy by je powalili.


Z kretami i nornikami w ogóle nie walczymy, więc kopce i nory urozmaicają wszystkie kąty z wyjątkiem samego trawnika wokół domu. Tutaj jakimś cudem gryzonie się nie panoszą. Może dlatego, że lepiej czują się w plątaninie korzeni ozdobnych jałowców, pęcherznicy czy bujnych chwastów nad biologiczną oczyszczalnią.

Współlokator




Chwastów też nie zwalczamy. Odpłacają nam wdzięczną bujnością zarośli i kwiatów przyciągających z okolicy wszystkie możliwe owady: ćmy, motyle, dzikie i oswojone pszczoły, trzmiele, ważki, wielobarwne żuki, osy… Skutkiem to, że prawie nie zbieramy owoców ze świdośliwy, śliwy, jabłoni, czereśni, wiśni. Padają ofiarą ptaków i owadów. Czasem zdążymy coś skubnąć, większość plonu zagarnia jednak konkurencja.
 
Czasem zaniepokoją szerszenie. Wbrew pozorom nie są agresywne. Wlatują niekiedy do pokoju na poddasze. Nie przeganiam ich. Cierpliwie czekam, aż zwiedzą wszystkie kąty (na wszelki wypadek zamykam drzwi) i odlecą z basowym buczeniem na zewnątrz. Raz próbowałem machać rękami, by zniechęcić intruza. Myślałem, że mnie ukąsi. Byłem bez koszuli z powodu upału. Owad jednak mnie zignorował. Bez trudu przemykał między rękami. Wyleciał przez okno, gdy uznał, że nic tu po nim. Wtedy pomyślałem, że szerszenie nie atakują, jeśli są daleko od gniazda. Odpada imperatyw obrony własnego siedliska.

Wyglądając za ogrodzenie, widuję dziki i jelenie wędrujące przez łąkę w poszukiwaniu nowych kątów. Przykop to polana między masywami lasów. Czasem podchodzą lisy, polując na gryzonie i niezdarne ptasie podlotki. Młode zające chętnie przełażą przez oczka w siatce i zajadają się drobną koniczyną na naszym trawniku. Gapciowate uszaki trudno wypatrzeć w zaroślach. Nie bierzemy ich w dłonie, by nie przesiąkły ludzkim zapachem i nie zostały odrzucone przez matkę w okresie karmienia.

Po spotkaniu z psami


Sarny, żurawie, bociany podchodzą bardzo blisko znęcone sąsiedztwem niewielkiego stawu, pojawiającego się po zimowych roztopach albo po ulewach.

Tutaj dzieje się prozaiczne życie. Wystarczy usiąść pod krzakiem, zalec na hamaku, poczekać kwadrans, a zaraz zaczyna się ruch między drzewami, w krzakach leśnych i nasadzonych jałowców, w dywanie lawendy, macierzanki, pod krzakami dębów, klonów, grabów, wśród świerków, wokół pniaków po wyciętych brzozach, wokół ogrodowych ozdób…

W naturalnym otoczeniu. Po wypuszczeniu do zagajnika.

3 komentarze:

  1. Jakie piękne jeże. Zdjęcia urzekające niesamowite.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Już odliczam dni do powrotu w swoje kąty. Pozdrawiam. Piotr.

      Usuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń