Jesienny smętek |
Jesienny smętek nadchodzi już latem. Z odlotem
bocianów, z początkiem rykowiska, ze spadającymi z brzóz liśćmi, w towarzystwie
zakwitających nawłoci i wrotyczu. We wrześniu zaczynają odlatywać żurawie. Nie
jak bociany, które znikają jednego dnia. Zbierają się w grupki, potem w
klucze. Oblatują okolice przez kilka
dni. Krążą nad polami i lasem, pokrzykując. W końcu odlatują. Ich śladem
podążają dzikie gęsi. Coraz gęstsze mgły barwią wschody słońca przygaszonymi
kolorami. Złota godzina nadchodzi coraz później i trwa dłużej. Już nie muszę
wstawać w środku nocy.
Nawłoć i mgła |
Spacer
pierwszy
Pod koniec września i rykowiska pogoda ustaliła się
na dobre. Zamykając furtkę, słyszałem porykiwanie jeleni. Dochodziło od strony
Nowych Ramuk. Pomyślałem:
- To nie byki. Ktoś próbuje je wabić.
Brzoza odchodzi |
Szedłem przez smętne pole. Brzask ledwo przebijał
powłokę chmur. Wokół panował spokój. Ptaki, jeśli gadały, to dla zaznaczenia
terytorium lub swojej obecności. Sikory, mazurki, trznadle, pliszki
przelatywały z krzaka na krzak. Sójki krzyczały ostrzegawczo. Wiewiórki
cmokały, spacerując po sosnach. Ścierniska na polach i skoszone łąki były
jednak puste. Szedłem krętą drogą obok kęp nawłoci, podkolorowanych drzew.
Mijałem łany kukurydzy w oddali. I stawy, które wezbrały po wielodniowych opadach.
Obchodziłem błotniste kałuże i koleiny. Fotografowałem obumarłą brzozę. Drzewa
jak ludzie. Też odchodzą. Pozostają po nich zdjęcia…
Krajobraz Nowego Przykopu |
Słońce próbuje wyjrzeć |
Wschód słońca widziany ze stożka pagórka obok
leśniczówki w Nowym Przykopie nie zachwycił. Chmury zasłoniły tarczę. Blask
przebijał z trudem powłokę nad horyzontem. Mgła ścieliła się nad łąką i
mokradłem zagajnika. Przemoczywszy buty i spodnie, zszedłem nad zarośnięty
staw, który od lat nie może odzyskać swojej tafli. W oczeretach wychowywały się
łabędzie, czarne kury. Ktoś łapał karasie. Po kilkuletniej suszy zostało trzęsawisko. Woda
ujawnia się ledwo widocznymi z drogi czarnymi kałużami. Kładka rozpadła się.
Dając świadectwo przemijania czasu…
Zauważył mnie |
Gdy światła brak |
Potęga skoku |
Za krzakami ujrzałem stadko jeleni. Byk, chyba
ósmak, nie dał szansy na sesję. Spłoszony przeskoczył rów. Zniknął pod olchami.
Łanie podążyły za nim. Bez panicznego pośpiechu. Raczej niechętnie. Doliczyłem
się czterech. Przekroczyły drogę do Pokrzyw. Po chwili zamieszanie zgasło. Na
zdjęciach sylwetki zwierząt wyszły zamazane. Za mało światła.
Stadko |
Poszedłem aleją do rozlewiska. Słońce przeglądało
coraz śmielej przez chmury, oświetlając wnętrze świerkowego tunelu.
Świerkowa aleja |
Zszedłszy
ku sosnom wzdłuż drogi z Nowego Przykopu, dostrzegłem trzy młode byki.
Szpicaki. Dwa z nich rogowały. Trzeci tylko patrzył w stronę brzozowego
zagajnika. Nie były czujne.
Szkolna przepychanka |
Poszedłem więc pod wieżę telekomunikacyjną.
Liczyłem na spotkanie z grupką jeleni spod leśniczówki. Było jednak pusto.
Sfotografowałem swoją ulubioną krowinę na dożywociu – altmajerówkę rasy
czerwonej polskiej. Zamruczała na mój widok. Po chwili znowu zagarniała trawę
jęzorem.
Altmajerówka rasy polskiej czerwonej |
Od strony słońca nadleciały łabędzie
krzykliwe: rodzice i trójka wyrośniętej młodzieży w szarym jeszcze upierzeniu.
- Próbny lot? – pomyślałem w duchu.
Rodzina zatoczyła obszerną pętlę nad rozlewiskiem,
trzymając się wierzchołków sosen noworamuckiego lasu. Zawróciła nad Nowy
Przykop. Dorosłe ptaki pokrzykiwały nieśmiało. Jakby wydawały krótkie komendy,
przywołując młodzież do porządku. W końcu zniknęły za brzozami.
Chmury topniały. Słońce prześwietlało drzewa
zagajnika. Pajęczyny srebrzyły się na chwastach. Po nitkach spływały kropelki
rosy.
Wszedłem na łąkę. Młode byki zeszły nad rozlewisko. Podchodziłem je za
osłoną gęstej łozy. Próbowałem fotografować między gałęziami. Aparat nie
ostrzył na sylwetkach zwierząt. Wyszedłem więc śmielej. Jelenie były jak
otumanione. Delikatna mgiełka. Cisza. Sójek nie było w pobliżu. Nie podniosły
alarmu. Słońce za plecami utrudniało ocenę
zagrożenia.
Sesja trwała i trwała. Powleczona kolorami jesieni i
oświetlona światłem złotej godziny zieleń mokradła stanowiła niezwykłe tło dla
młodych byków. Dźwigały swoje nieimponujące poroże chyba pierwszy raz w życiu.
Nie bardzo wiedząc po co. Kiedy całkiem wyszedłem spoza krzaków, postanowiły
odejść w głąb matecznika. Bez pośpiechu. Jakby miały wątpliwości, czy warto
ustępować pola namolnemu fotografowi. Usłyszałem chlupot deptanej wody i
szelest rozgarnianych oczeretów. W końcu głowy i patyki nieśmiałego poroża zniknęły
w zaroślach.
Nastała cisza. Którą po chwili rozdarło kwilenie błotniaka nad
brzeziną. Pomyślałem:
- Jesienny smętek nadaje.
Poczułem wzbierającą nostalgię.
Trząsłem się z zimna. Spodnie i buty całkiem
przemiękły. Rosa oblepiała dosłownie wszystko. Szedłem krok za krokiem do wsi.
Mimochodem sfotografowałem uciekającego z łąki zająca. Jak mnie usłyszał w
zamglonym powietrzu? Jak wypatrzył pod słońce, którego światło rozpraszało się
we mgle niczym świetlny całun?...
Wieś witała tablicą i widokiem klonów nad drogą do
Nowej Wsi. Drzewa przystrajały się pasemkami gałęzi obsypanych liśćmi w jesiennym makijażu.
Teraz juz wiem o czym piszesz. Dziekuje i pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń