Pierwsze grzyby w tym roku |
Po
otwarciu bramy moim oczom ukazały się smardze, które zarosły cały zagon pod
krzakami pęcherznicy (urodziwej o ciekawych kwiatostanach, w przeciwieństwie do
nieadekwatnej nazwy). Widok niezwykły.
Myślałem, że rydze, które wyrosły za starą sosną, to kulminacja grzybowych
niezwykłości na działce. Tymczasem smardze powitały nas w nowym sezonie 2016 r.
w kwietniowy ranek, kusząc kulinarnie. Darowałem im jednak. Pięknie komponowały
się z krokusami i mleczami, które bujnie wystrzeliły spomiędzy kępek mchu. W
przeciwieństwie do zwolenników ogrodowego piękna, zdominowanego angielskimi
trawnikami, jestem wyrazicielem zasady:
-
Żyj i daj żyć innym.
Dlatego
latem i jesienią, kiedy inni zadeptują las w poszukiwaniu grzybów, swoje
prawdziwki, podgrzybki, maślaki zbieram tylko przed śniadaniem. Do jajecznicy. W swoim własnym ogródku.
Strojniś |
W
Przykopie nie pośpisz długo. Nawet przez zamknięte okna wdziera się pieśń
wiosny, której najważniejszymi wykonawcami są żurawie. Ich niezwykły klangor
brzmi donośnie, przenikając wszystko co żyje patosem.
Żuraw epoki industrialnej |
Przykopskie żurawie tak
zaprzyjaźniły się z ludźmi, że przestały uciekać na ich widok. Przechadzają się
wśród traktorów, niczym udomowione białe bociany. Uznały – widać – miejsce za
swoje własne. Rano i wieczorem wszędzie ich pełno.
Pod wieczór nad domem
przeleciał klucz kilkunastu ptaków. Wiosną. Zapewne tych, które jeszcze nie są
gotowe do lęgów; zbyt młodych, by znaleźć partnerów. Żurawie dojrzałość
osiągają dopiero w trzecim roku. Do tego czasu trzymają się rodziców i
znajomego stada.
Popas |
Po
południu ujrzałem frapujący widok – żurawie pasące się z trójką saren na łące w
zagłębieniu łagodnej dolinki. Pastelowa zieleń wczesnej wiosny była urokliwym
tłem dla zwierząt i ptaków. Nie podszedłem bliżej, chociaż krzaki wikliny
obsypane chmurą kwiatów maskowały moją obecność. To był spacer dla pieska. Lepiej
by nie polował.
Drogi nie tylko dla ludzi |
Jest
więc wiosna w Przykopie. Taka, dla której co roku tutaj wracam i nie mogę wyjść
ze stanu zauroczenia.
Wiosna w Przykopie |
Podczas
rowerowego spaceru nad Łynę przejechałem utartą ścieżką obok leśniczówki w
Nowym Przykopie. Chciałem sprawdzić, czy moje rozlewiska odzyskały wodę po
trwającej raptem ze trzy tygodnie zimie, oceniając po czasie działania mrozu i
zalegania śniegu. Sprawdziły się moje najgorsze przypuszczenia:
-
Susza. Najcięższa z możliwych, bo hydrologiczna.
To chciałem oglądać |
To chciałem widzieć |
Zrozumiałem,
że stare mapy geodezyjne nie kłamią. To, co w Jaśniewie brałem za jezioro, jest
jedynie bagnem, którego niezwykła toń co kilka lat znika. Nie wiem, jak
przetrwają białe lilie rosnące późną wiosną i latem pod malowniczą ścianą
brzóz. Jeśli nie będzie mokrego roku, ów zakątek nie odzyska swojej świetności.
Miejsca, gdzie fotografowałem czaple, łabędzie krzykliwe i gody łysek, dzisiaj
wyglądają tak.
To zobaczyłem |
Droga do domu |
Chciałem
swój wpis o Łynie na stronie Mojej Warmii i Moich Mazur zacząć od spotkania
z łanią, która pasła się pod wieżą telefonii komórkowej nieopodal Pokrzyw.
Wtedy doświadczyłem po raz kolejny złośliwości obiektów przyrody nieożywionej. Aparat
zastrajkował. Podczas próby uruchomienia oznajmił na ekranie wyświetlacza:
-
Błąd systemu. Wyłącz i włącz.
Zmieniałem
ustawienia przycisków i suwaków, próbowałem kręcić pokrętłem obiektywu, wyłączałem,
włączałem, a on ciągle perorował:
-
Błąd systemu. Wyłącz i włącz.
Łania
dostrzegła mnie między gałęziami, za osłoną których walczyłem z oporną techniką.
Patrzyła mi w oczy. Aparat jednak ani zamierzał się uruchomić. Zastrajkował.
Pomyślałem:
-
Nici z wycieczki. Potrzebny serwis.
Łania
straciła cierpliwość. Odchodziła ku drzewom. Aparat jednak niewzruszenie
wyświetlał ten sam komunikat:
-
Błąd systemu. Wyłącz i włącz.
Kiedy
wreszcie dał się nakłonić do działania, łania odeszła po angielsku. Sesję
diabli wzięli.
Na
szczęście spotkanie z Łyną okazało się – jak zwykle – czarodziejskie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz