Wstaję o brzasku. Godzinę przed wschodem słońca. Wiosna rozśpiewana. Tylko nagrywać. Przekroczywszy linię przydrożnych dębów i klonów, depczę mokrą trawę przykrytą całunem mgły. Łudzę się, żem niewidoczny w cieniu drzew i w szarości tlącego się brzasku. Sarna jednak czujna. Oszczekuje mnie. Odwraca się i biegiem w zagajnik. Słyszę ją jeszcze, gdy dochodzę do stawu, w którego tafli odbicie podświetlonej brzaskiem kępy osik i brzóz.
Miękkie światło uwydatnia pasma mgły nad darnią, krzakami i nad mierzwą wysuszonych zarośli, które jeszcze się nie odrodziły po zimie. Żaby umilkły, gdy stanąłem na brzegu. Popatrzywszy na lustro wody, sfotografowawszy kępy kwitnącej ruty, idę w stronę odległej kępy osiki i wierzb otaczających niewielki staw. Skradam się wzdłuż ściany łozy obsypanej kotkami baź i rozwijających się liści. Gdzieś tu mogą być sarny. Próżna ostrożność. Płoszę tylko rozśpiewany ptasi drobiazg.
Kępa narcyzów przed zakwitnięciem |
Niebawem słyszę łopot wielu skrzydeł. Nad samotnym gospodarstwem przelatuje klucz dwunastu żurawi. Nie krzyczą. Znikają za ścianą sosen otaczających Przykopską Strugę. Chwilę potem przelatuje para siwych czapli, obwieszczając się chrapliwym krzykiem. Patrzę za nimi zdziwiony:
- Gdzie tutaj woda? Gdzie ryby?
Idąc wydeptaną przez konie i sarny ścieżką, mijam kępę narcyzów. Wypuściły zalążki kwiatów. Za kilka dni rozkwitną. Ścieżka wiedzie pod sosnami i w cieniu świerków. Słońce coraz bliżej linii lasu za rozległym pastwiskiem. Świt rozświetla pasma mgły. W niej brodzą senne konie. Jelenie nie dopisały, chociaż wczesną wiosną lubią nawiedzać ten kąt nad strugą.
Stanąwszy nad przepustem, fotografuję zarośnięte koryto wypełnione leniwym nurtem. Nieco dalej kwitną kaczeńce. Wyrosły samotną kępką. Po drugiej stronie przepustu rządzą bobry, zaznaczając swoją obecność powalonymi olchami i starym żeremiem. Wokół obsypane chmurą kwiecia czeremchy i dzikie jabłonie. Pachną.
Szkoda, że zdjęcia nie uwieczniają aromatów wiosny. To właśnie zapach, obok koncertu ptaków, pogłębia wrażenia świtu i pierwszych minut ze wschodzącym za świerkiem i brzozą słońcem. Światło przepływa przez konary i rozjaśnia flarami zacienioną łąkę…
Wracam przywołany głosem dudka. W tej okolicy gnieździ się kilka par, wykorzystując wypróchniałe dziuple w starych przydrożnych drzewach. Samczyki tokują każdego ranka. Są czujne. Nie dają się sfotografować. Raz tylko je uwieczniłem przypadkiem podczas przelotu nad łąkami Nowego Przykopu. To było pod koniec lęgowego sezonu…
Odwracam się ku słońcu za kępą osik. Obraz smug światła przenikającego przez bezlistne jeszcze konary i gałęzie fascynuje. Robię kilkadziesiąt zdjęć, wiedząc, że tylko niektóre oddadzą to, na czym mi zależy – fraktalną strukturę krajobrazu, w którym niewiele elementów geometrii euklidesowej.
Na koniec jeszcze bocian w zamglonej godzinie (przegapiłem ułamek sekundy, podczas której podniósł się do odlotu); obraz przydrożnych drzew; sarna dostrzeżona na łące w prześwicie zagajnika między pniami brzóz, skąpana w świetle poranka…
Pierwszy spacer zaliczony.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz