sobota, 25 kwietnia 2020

W ostoi czarnego dzięcioła

Oz po prawej stronie

Oz po lewej stronie


Ten zakątek ma niespotykany kształt. Tworzą go dwie doliny przedzielone ozem wygiętym w łuk. Oz przypomina kształtem morenę, która tworzy się na czole lodowca.  


Widok z grzbietu ozu


W przeciwieństwie do niej oz powstaje ze żwiru i piasku osadzanego przez nurt wody płynącej lodowym wąwozem, szczeliną w masywie lodowca lub pod samym lodowcem. Zwykle jest prostopadły do moreny. 
 Ten oz ciągnie się przez dwa kilometry od lasu między Bałdami a Bałdy Piecem w stronę Jeziora Łajskiego. Zwieńcza go leśna wyspa u zbiegu strumieni płynących przez obie doliny. Wyspa to ostatni fragment ozu.

W głębi wyspa - ostatni fragment ozu.

Za wyspą jest grobla po starym młynie, który istniał jeszcze w XIX wieku. Za groblą połączone strumienie przyjmują jeszcze wodę z Przykopskiej Strugi. Wypełniają już jedną wspólną dolinę polodowcową o rozległym bagnistym dnie.


Bobry potrafią czynić cuda. Zagospodarowały cały ten zakątek. Na strumieniach wybudowały kaskady. Pokryły dolinę stawami. 


















Miejsce stało się siedliskiem czarnych dzięciołów, łabędzi krzykliwych, nurogęsi, żurawi. Kilkanaście lat wcześniej fotografowałem tutaj czarne bociany. Założyły gniazdo w koronie starego dębu i wyprowadziły dwa lęgi. Bezpośrednio w sąsiedztwie Bałd i biskupiego traktu! Wydawało się to na pierwszy rzut oka nieprawdopodobne. To płochliwe ptaki. Unikające w przeciwieństwie do białych bocianów towarzystwa ludzi.


Wprawny obserwator wypatrzy sarnę
Po wycięciu lasu wokół drzewa, z naruszeniem 100 metrowej strefy ochronnej wymaganej przepisami, bociany próbowały jeszcze poszukać innego miejsca na gniazdo w pobliżu. Ostatni raz widziałem je na polanie Pachy między Bałdy Piecem i Łajsem, bodaj w 2010 roku, gdy włóczyły się z białymi bocianami w poszukiwaniu żab. Od tamtej pory ślad po nich zaginął. Tak zwana „racjonalna gospodarka leśna” wzięła górę nad potrzebami ginącego tajemniczego gatunku ptaków.

Najważniejsze, by zwierzęta nie odczuły obecności fotografa



Czujność przede wszystkim - tutaj zachodzą wilki




Jest ich więcej - bezruch jak najbardziej wskazany




.
Jednak coś niepokoi - chociaż sójek nie słychać.





I sobie poszły.


Wzdłuż doliny przylegającej do biskupiego traktu i pól w Bałdach rozstawiono ambony myśliwskie. Diabli wiedzą po co. Zakątek przekształcony przez bobry powinien zostać objęty ochroną rezerwatową. Nadleśnictwo w Jedwabnie poczuło się w obowiązku ustanowić tutaj ostoję czarnego dzięcioła z zakazem wstępu. Ten zakaz nie dotyczy – rzecz jasna – najbardziej uprzywilejowanej korporacji towarzyskiej, jakim jest Polski Związek Łowiecki.






Tu jest magia

Umierający świerk

Zwierzęta czują magię tego zakątka. O świcie spotykam dziki, jelenie, sarny, lisy, jenoty, borsuki, norki, kuny, tchórze, wilki… przekrój całego polskiego safari w otwartym ogrodzie zoologicznym. Bobry, zarządzając tym kątem, stworzyły naturalne warunki bytowania dla wielu gatunków zwierząt, ptaków, owadów. Zatrzymały wodę, zapobiegając przesuszeniu dolin. Dzisiaj też, mimo suszy po bezśnieżnej zimie, obie doliny wypełniały stawy, kałuże, mokre grzęzawiska, strumienie, kanały, zastoiska. 





















Błotniak


Błotniak odleciał


Błotniak szybujący

Błotniak dla bystrych oczu

Gniazdo nad stawem bobrów


Misterna konstrukcja

Wystarczyło przejść na oz, by wypatrzeć stałych i przygodnych mieszkańców zakątka, posłuchać niecodziennego koncertu o wiośnie, poczuć ciepło słońca i zapach obudzonego do wegetacji życia.










Teraz, gdy Polska jest zagrożona katastrofalną suszą, myśli się o lokalnej retencji za pomocą kosztownych konstrukcji hydrotechnicznych. 











Tymczasem wystarczy oddać bobrom we władanie każdy naturalny ciek w zagłębieniu terenu, odstąpić od brzegów na kilkadziesiąt metrów, poświęcić spłachetki przybrzeżnych pól i łąk, by przywrócić właściwe stosunki wodne. 









To nic nie kosztuje poza zwróceniem im skrawków lekkomyślnie odebranej przestrzeni życiowej.

Czasem myślę, że gdyby w przykopskiej enklawie oddać gospodarkę wodną bobrom, zamiast meliorantom - wszystko to, co na poziomie naturalnych mokradeł - wróciłaby bioróżnorodność, która skuteczniej zwiększa wydajność produkcji rolnej niż sztuczne nawozy i chemia przemysłowa. 




Póki co obserwuję coraz mniej pszczół, trzmieli czy innych owadów zapylających. W zamian dotyka nas plaga… kleszczy, które utraciły naturalnych wrogów wśród owadów, gryzoni i ptaków pozbawianych naturalnych siedlisk.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz