środa, 25 lipca 2018

Wiosenne remanenty


O wiośnie, która zbyt szybko odeszła.






Długo nie pisałem. Z powodu pracy, która zalała mnie falą tsunami. Przez miesiąc nie mogłem wydostać się na powierzchnię życia. To pierwsza chwila oddechu. Podczas której mogę rozliczyć czerwcowe zaległości i z nostalgią popatrzeć na minione chwile z wiosną w Przykopie i okolicach. Nawet myśl o kajakowaniu odstawiłem do kąta. Czytając wcześniejsze relacje ze spacerów po Łynie i Kośnej, żałuję, że dałem się zalać pracy, zamiast twardo odmówić. Cóż.


W toskańskich klimatach Warmii
Tymczasem rzeczywistość w Przykopie jak zwykle. Nic zwykłego. Toskańskie klimaty ruiny w starym sadzie nadal przyciągają uwagę.

W pienińskich klimatach Warmii

Jeziorko Galik wciąż w pienińskich klimatach. Już niedługo. Poręba rośnie w oczach, zasłaniając coraz więcej zakątków w dolinie. Jeszcze rok, dwa i trzeba będzie schodzić stromą drogą w olchowy i wierzbowy łęg, skrywający u podnóża chamedafne północną,  by zobaczyć taflę wody.



W bujnych zaroślach łąki nad Jełguniem wypatrzyłem koziołka. Pasł się na skraju cienia i światła. Czuł się bezpiecznie. Tylko głowa, uszy i niepozorne szpice wystawały nad baldachy bujnego rodzimego barszczu. 





Na koziołki nie muszę jednak do Lasu Warmińskiego. Spotykam je pod domem. Mimo sianokosów nie kwapią się szukać innych miejsc. Wrosły w wiejski krajobraz. Tak samo lisy, zające. I żurawie krzyczące codziennie od świtu.




Naparstnice zakwitły już w czerwcu. Kosaćce wystrzeliły już w maju. Bzy zakwitły w towarzystwie czarnego bzu. Wszystko przyspieszyło po kwietniowym ociepleniu. Co najmniej o miesiąc. Takiej wiosny na Warmii jeszcze nie oglądałem. 





Ptaki też skorzystały. Po prostu się działo. A ja to wszystko nieomal uroniłem. Całe szczęście jest aparat. Dzięki niemu uwieczniłem szpacze przedszkole. Dorosłe i lotne już podrostki urządzały sobie wspólne polowania na owady. Młode nadal jednak próbowały wyłudzać dokarmianie. Dorosłe szpaki czasem ulegały, wpychając im do dziobów złapane larwy.




Penetrując brzegi zarośniętych stawów, chwytałem obiektywem perkozki. Trudne do namierzenia. Prowadzą tak skryty tryb życia, że spotkanie ich na otwartej wodzie graniczy – podobno – z cudem. Często oglądam je na rozlewisku w Mendrynach w sąsiedztwie Kośna. Tutaj w Nowym Przykopie trafiły się jednak pierwszy raz. W towarzystwie gągołów fotografowanych wcześniej. Najwyraźniej staw, który jeszcze w ubiegłym roku zdawał się zamierać z powodu suszy, tym razem im przypadł do gustu. Mamuśka wiodła sześcioro młodych, nie oddalając się od zarośli błotnistego brzegu.




W końcu sfotografowałem też skowronki. W godowym oblocie po odchowaniu pierwszego lęgu. Latały nad dojrzewającym już zbożem. Zaskakujący widok.















Bociany to temat sam w sobie. Obfotografowane na wszelkie możliwe sposoby. A jednak nadal nie potrafię sobie odmówić foto-sesji. Dzisiaj bocian pielęgnujący swój smoking. A niech tam. Komu nudno, niech nie ogląda. Ja sobie popatrzę.




















2 komentarze: