czwartek, 26 kwietnia 2018

Dzień się zaczął jak zwykle - od lokalnego trzęsienia ziemi


Jeż warszawski


Przed wejściem na klatkę wieżowca

Nie wyspałem się. O świcie Mika podniosła raban. Próbowałem ją przetrzymać, ignorując jazgot. Po dłuższej chwili zareagowała Małgosia. Trzy psy szalały na drodze, szczekając i warcząc. Myślałem, że sprawa między nimi. Dostrzegliśmy jednak jeża zwiniętego w kulę. Wdziałem dres i kurtkę na piżamę, wbiłem się w buty. Na dźwięk otwieranych drzwi psy uciekły z podkulonymi ogonami. Zagarnąłem jeża rękawiczkami. Włożyłem do pudła wymoszczonego ręcznikiem. Postawiłem na stole. Był tak zwinięty, że nie potrafiłem dojrzeć gdzie pyszczek, gdzie tył.  

Po bijatyce

Nagle Mika zaczęła od początku. Przy furtce. Czarny kundel dopadł kolejnego jeża za płotem. Z pyska toczył krew. Nadział się na igły. Ze złości drapał ziemię obok nastroszonej iglastej sierści. Co sobie ubzdurał? Zagarnąłem kolczastą piłkę do drugiego pudła. Rozejrzałem się dookoła. Szukałem młodych. Nic takiego nie dostrzegłem. Nie usłyszałem też charakterystycznego świergotania. Pomyślałem:
- Chyba to parka.
 
Drugi wojownik z krwią wroga na sierści
Jeże znajdowały się w katatonii. Ledwo oddychały. Ten pierwszy wciągnął powietrze głębiej dopiero po kwadransie. Widziałem, jak unosił się jego bok. Potem zaczął fukać i pomrukiwać. Potrząsał igłami. Obrócił się na brzuch. Wcisnął pyszczek w miękką tkaninę. Zrzucał z siebie igliwie, liście i piasek, w którym go wytarzano. Był duży. Włosy wokół pyszczka pokryła siwizna. Powoli prostował się i obwąchiwał nieznane mu miejsce.

Czy te oczy mogą kłamać? Chyba nie.
Wreszcie odsapnął

Drugi jeż okazał się młodszy i mniej poturbowany. Czubki igieł zabarwiły się psią farbą. Ze stanu katatonii wychodził dłużej. Kiedy jednak doszedł do siebie, próbował wyjść z pudła i zeskoczyć ze stołu.

Poszły sobie

Mika szalała. Chciała koniecznie je obwąchać zaniepokojona intensywnym zapachem. Kiedy postawiłem pudło na podłodze, rzuciła się z kłami. Jeszcze nie zdążyła posmakować igieł. Nie dała się odpędzić. W końcu wylądowała w innym pokoju, gdy żadne środki perswazji i przekupstwa nie poskutkowały.
Ostatnie słowo przed drogą

Stwierdziwszy, że nie są poranione i że mogą chodzić o własnych siłach, przejawiając coraz większe ożywienie, postanowiliśmy je uwolnić. Chociaż żal było wypuszczać. Tak dobrze im patrzyło z oczu.

Zanieśliśmy je do sosnowego zagajnika z gęstym trawiastym podszytem. Podczas transportu młodszy nabrał takiego wigoru, że koniecznie chciał wejść na ramię. Z coraz większym trudem utrzymywałem go w pudle. W sośniaku po wypuszczeniu marudziły, wróciwszy do chłodnego środowiska (na szczęście nie było przymrozku). Poczekaliśmy, aż zaszyją się suchej trawie pod drzewkami. Po kwadransie już ich nie było, gdy wróciliśmy sprawdzić, czy wszystko w porządku.

Dzień się zaczął jak zwykle – od lokalnego trzęsienia ziemi 😊. Trwającego ze dwie godziny.

Jeśli spotkacie jeże w tarapatach i nie wiecie, jak im pomóc, kontaktujcie się z lecznicami organizacji Primum:

pozostałe dane kontaktowe poniżej:


Biuro Fundacji

ul. Królowej Jadwigi 8H/1
01-986 Warszawa

ORJ Jeżurkowo
ul. Orla 4
05-101 Skierdy
telefon: 606-950-949

ORJ Jerzy dla Jeży
ul. Lutycka 14a/2
57-300 Kłodzko
telefon: 505-140-960


2 komentarze:

  1. Brawo! Ja wyczekuję już jeża w ogrodzie. Na szczęście psica nauczyła się, że to stwór nietykalny :-)

    OdpowiedzUsuń