poniedziałek, 9 października 2017

Jesienny smętek - część II



Osika w złotej godzinie

Jesienny smętek nadchodzi już latem. Z odlotem bocianów, z początkiem rykowiska, ze spadającymi z brzóz liśćmi, w towarzystwie zakwitających nawłoci i wrotyczu. We wrześniu zaczynają odlatywać żurawie. Nie jak bociany, które znikają jednego dnia. Żurawie zbierają się w grupki, potem w klucze. Oblatują okolice  przez kilka dni. Krążą nad polami i lasem, pokrzykując. W końcu odlatują. Ich śladem podążają dzikie gęsi. Coraz gęstsze mgły barwią wschody słońca przygaszonymi kolorami. Złota godzina nadchodzi coraz później i trwa dłużej. Już nie muszę wstawać w środku nocy.

Po żniwach

Spacer drugi

Plener dla spacerów

Tym razem słońce dopisało. I mgła też. Przełom września i października kusi takimi właśnie atrakcjami. Akcja dzieje się w takiej oto scenerii. Tuż za ogrodzeniem. Zagajnik brzóz i sosen samosiejek pozwala skrycie podejść na skraj tej malowniczej przestrzeni i podpatrywać zwierzęta.

Krajobraz Nowej Wsi

Zrekonstruowana kapliczka

W pobliżu rosła moja wierzba

Gdzie indziej sceneria jest płaska. Jak w sąsiedztwie polnej drogi z Nowego Przykopu do Nowej Wsi i w sąsiedztwie starych wierzb. Jedna z nich, do której żywiłem duży sentyment, została ścięta. Zamarła i groziła zwaleniem spróchniałych konarów na przejeżdżające pojazdy. Został po niej ślad w Internecie i w projekcie podkrakowskiej nowoczesnej willi.

Wschód słońca nad Przykopem

Tak zaczyna się moja najzwyklejsza pętla spacerowa. Nie zawsze kończy się w ten sam sposób. Dzisiaj spotkałem sarny. Tuż za płotem. Pozowały. Szkoda, że krótko. Próbowałem nie wychylać się spoza gałęzi krzaków, które wyrosły nad rowem melioracyjnym. Wystawiałem tylko obiektyw. Sarny i tak mnie spostrzegły, chociaż patrzyły pod słońce. Cóż…


Patrzą

Patrzą

I patrzą...

Poszły sobie. Chłopak okazał się większym cykorem.

Poszedłem potem drogą między polami, łąkami, krzakami śródpolnej łozy, stawami... Do leśniczówki w Nowym Przykopie. Z wierzchołka stożkowego kemu najdogodniej oglądać wschód słońca. Który powoli ogarnia łąkę i zagajnik rozległego mokradła; stare topole porażone jemiołą; las za Przykopem układający się pasmami w stronę horyzontu… Mgła ozdobiła krajobraz. Rozpraszała kaskady słonecznego blasku. Podkreślała kontrasty… Tak wygląda misterium wstającego dnia...

Smugi

Wrześniowy smętek

Kontrasty we mgle

Kaskada


Myśli

Portrecik Herna

Chyba niegroźny. Przegryzę coś.

Tam trawa jakby lepsza

Ciekawość? Niepokój?

Zajrzałem na polanę, która przylega do moczarowatego stawu pod leśniczówką. Jak zwykle bingo. Byczek nie kwapił się do ucieczki. Pasł się na stoku łąki. Kiedy mnie dostrzegł, długo patrzył w obiektyw. Byłem za krzakami. W dole. Bezruch go uspokoił. Pochylił się ku trawie. Stąpał od kępki do kępki. Znowu spojrzał. Z pyska zwisało naręcze ziół. Nie dość, że brodaty, to jeszcze przyozdobiony. Stojąc na krawędzi pagórka, wyglądał niczym anglosaski Hern, celtycki Cernunnos albo grecki Pan. Na wszelki wypadek odszedł w kotlinkę pod ścianą olch. Powoli zniknął za trawą i gałązkami krzaków wystającymi nad krawędź łąki.

Z trawą w pysku

Hern en face

Uroczysko

Sam zanikający staw okazał się dzisiaj urodziwy. Rozszczepione na konarach drzew światło pogłębiło nastrój jesieni. Drugi staw tuż za drogą też spowiła złota godzina... Poczułem w sobie ciepło…

Uroczysko

Świerkową aleją dotarłem nad rozlewisko w Jaśniewie. Mgła wisiała nad łąką pasmami. Tłumiła dźwięki. Moja ulubiona krowa, staruszka na dożywociu, była na swoim miejscu. Filozofowała… 


Nad lasem krążył błotniak. Kwilił przenikliwie. Ptasi drobiazg uwijał się w gałązkach dzikiej róży i dzikiego głogu. Sójki przelatywały między sosnami na skraju łąki. Przytłumione oczeretami i zaroślami rozlewisko było jednak puste. Żadnego dzika, jelenia czy lisa. Wysoko wędrował klucz żurawi. Na zachód… Ich krzyk spod nieba… Tego nie da się opisać. To trzeba usłyszeć….



Wracałem bezdrożem. Przez łąki i zagajniki. Mijając kozaki, prawdziwki, kanie, maślaki, całe mnóstwo grzybów… Nie sięgałem po nie. Nie przejadłbym ich…


Zaczęło się od saren o świcie i skończyło na sarnie w świetle dojrzałego poranka.






sobota, 7 października 2017

Jesienny smętek nadchodzi - część I



Jesienny smętek

Jesienny smętek nadchodzi już latem. Z odlotem bocianów, z początkiem rykowiska, ze spadającymi z brzóz liśćmi, w towarzystwie zakwitających nawłoci i wrotyczu. We wrześniu zaczynają odlatywać żurawie. Nie jak bociany, które znikają jednego dnia. Zbierają się w grupki, potem w klucze. Oblatują okolice  przez kilka dni. Krążą nad polami i lasem, pokrzykując. W końcu odlatują. Ich śladem podążają dzikie gęsi. Coraz gęstsze mgły barwią wschody słońca przygaszonymi kolorami. Złota godzina nadchodzi coraz później i trwa dłużej. Już nie muszę wstawać w środku nocy.

Nawłoć i mgła

Spacer pierwszy

Pod koniec września i rykowiska pogoda ustaliła się na dobre. Zamykając furtkę, słyszałem porykiwanie jeleni. Dochodziło od strony Nowych Ramuk. Pomyślałem:
- To nie byki. Ktoś próbuje je wabić.

Brzoza odchodzi

Szedłem przez smętne pole. Brzask ledwo przebijał powłokę chmur. Wokół panował spokój. Ptaki, jeśli gadały, to dla zaznaczenia terytorium lub swojej obecności. Sikory, mazurki, trznadle, pliszki przelatywały z krzaka na krzak. Sójki krzyczały ostrzegawczo. Wiewiórki cmokały, spacerując po sosnach. Ścierniska na polach i skoszone łąki były jednak puste. Szedłem krętą drogą obok kęp nawłoci, podkolorowanych drzew. Mijałem łany kukurydzy w oddali. I stawy, które wezbrały po wielodniowych opadach. Obchodziłem błotniste kałuże i koleiny. Fotografowałem obumarłą brzozę. Drzewa jak ludzie. Też odchodzą. Pozostają po nich zdjęcia…

Krajobraz Nowego Przykopu

Słońce próbuje wyjrzeć

Wschód słońca widziany ze stożka pagórka obok leśniczówki w Nowym Przykopie nie zachwycił. Chmury zasłoniły tarczę. Blask przebijał z trudem powłokę nad horyzontem. Mgła ścieliła się nad łąką i mokradłem zagajnika. Przemoczywszy buty i spodnie, zszedłem nad zarośnięty staw, który od lat nie może odzyskać swojej tafli. W oczeretach wychowywały się łabędzie, czarne kury. Ktoś łapał karasie. Po kilkuletniej suszy zostało trzęsawisko. Woda ujawnia się ledwo widocznymi z drogi czarnymi kałużami. Kładka rozpadła się. Dając świadectwo przemijania czasu…

Zauważył mnie

Gdy światła brak

Potęga skoku

Za krzakami ujrzałem stadko jeleni. Byk, chyba ósmak, nie dał szansy na sesję. Spłoszony przeskoczył rów. Zniknął pod olchami. Łanie podążyły za nim. Bez panicznego pośpiechu. Raczej niechętnie. Doliczyłem się czterech. Przekroczyły drogę do Pokrzyw. Po chwili zamieszanie zgasło. Na zdjęciach sylwetki zwierząt wyszły zamazane. Za mało światła.

Stadko

Poszedłem aleją do rozlewiska. Słońce przeglądało coraz śmielej przez chmury, oświetlając wnętrze świerkowego tunelu. 

Świerkowa aleja

Zszedłszy ku sosnom wzdłuż drogi z Nowego Przykopu, dostrzegłem trzy młode byki. Szpicaki. Dwa z nich rogowały. Trzeci tylko patrzył w stronę brzozowego zagajnika. Nie były czujne. 

Szkolna przepychanka

Poszedłem więc pod wieżę telekomunikacyjną. Liczyłem na spotkanie z grupką jeleni spod leśniczówki. Było jednak pusto. Sfotografowałem swoją ulubioną krowinę na dożywociu – altmajerówkę rasy czerwonej polskiej. Zamruczała na mój widok. Po chwili znowu zagarniała trawę jęzorem.

Altmajerówka rasy polskiej czerwonej


Od strony słońca nadleciały łabędzie krzykliwe: rodzice i trójka wyrośniętej młodzieży w szarym jeszcze upierzeniu.
- Próbny lot? – pomyślałem w duchu.
Rodzina zatoczyła obszerną pętlę nad rozlewiskiem, trzymając się wierzchołków sosen noworamuckiego lasu. Zawróciła nad Nowy Przykop. Dorosłe ptaki pokrzykiwały nieśmiało. Jakby wydawały krótkie komendy, przywołując młodzież do porządku. W końcu zniknęły za brzozami.











Chmury topniały. Słońce prześwietlało drzewa zagajnika. Pajęczyny srebrzyły się na chwastach. Po nitkach spływały kropelki rosy. 




Wszedłem na łąkę. Młode byki zeszły nad rozlewisko. Podchodziłem je za osłoną gęstej łozy. Próbowałem fotografować między gałęziami. Aparat nie ostrzył na sylwetkach zwierząt. Wyszedłem więc śmielej. Jelenie były jak otumanione. Delikatna mgiełka. Cisza. Sójek nie było w pobliżu. Nie podniosły alarmu. Słońce za plecami utrudniało ocenę zagrożenia.





 

Sesja trwała i trwała. Powleczona kolorami jesieni i oświetlona światłem złotej godziny zieleń mokradła stanowiła niezwykłe tło dla młodych byków. Dźwigały swoje nieimponujące poroże chyba pierwszy raz w życiu. Nie bardzo wiedząc po co. Kiedy całkiem wyszedłem spoza krzaków, postanowiły odejść w głąb matecznika. Bez pośpiechu. Jakby miały wątpliwości, czy warto ustępować pola namolnemu fotografowi. Usłyszałem chlupot deptanej wody i szelest rozgarnianych oczeretów. W końcu głowy i patyki nieśmiałego poroża zniknęły w zaroślach. 





Nastała cisza. Którą po chwili rozdarło kwilenie błotniaka nad brzeziną. Pomyślałem:
- Jesienny smętek nadaje.
Poczułem wzbierającą nostalgię.




Trząsłem się z zimna. Spodnie i buty całkiem przemiękły. Rosa oblepiała dosłownie wszystko. Szedłem krok za krokiem do wsi. Mimochodem sfotografowałem uciekającego z łąki zająca. Jak mnie usłyszał w zamglonym powietrzu? Jak wypatrzył pod słońce, którego światło rozpraszało się we mgle niczym świetlny całun?...



Wieś witała tablicą i widokiem klonów nad drogą do Nowej Wsi. Drzewa przystrajały się pasemkami gałęzi obsypanych liśćmi w jesiennym makijażu.