niedziela, 22 maja 2016

Dlaczego tak postrzegam pogranicze Warmii i Mazur?



Przykop


Przyjazd do Przykopu za każdym razem wywołuje we mnie ożywcze wrażenie. Czuję się tak, jakbym zaczynał długo wyczekane wakacje. Obojętne czy to powrót zimą lub na przedwiośniu, gdy krajobraz jeszcze nie otrząsnął się z pozimowej szarości, czy też w listopadzie, kiedy krajobraz traci kolory i zamiera na długi czas zimowego snu. O wiośnie, lecie czy wrześniowo-październikowej jesieni nie wspominam, bo to oczywista oczywistość, że tutaj – po prostu – trzeba być.

Przykop

Zastanawiam się, skąd bierze się ten nastrój. Nie potrafię tego prosto objaśnić. To sprawka bogactwa wrażeń, których doznaję każdego dnia. Obojętne jaka jest pogoda. Jeśli za oknem jest ponuro, włączam najpierwszy program telewizyjny – ognisko w kominku, które, błyskając spoza szerokiej szyby, roztacza w salonie nastrój. Nie sposób się mu oprzeć. Słucham wtedy trzaskającego drewna, delektuję ciepłem żaru, gapię się na chaotycznie migające płomienie rozświetlające wnętrze pokoju pomarańczowym i czerwonym blaskiem.

Wiosna w Przykopie

O słonecznym świcie zaś wychodzę na łąkę za płotem, by w maju słuchać śpiewu dudków, które gdzieś za sąsiadem urządziły gniazdo (do tej pory ich nie namierzyłem, a on ma ich zdjęcia, wabiąc całorocznym karmnikiem); gruchania grzywaczy odchowujących młode w brzezinie na działce innego sąsiada; przejmujących pokrzykiwań czarnego dzięcioła, przesiadującego w łęgu jednego z licznych i jeszcze wypełnionych wodą rozlewisk; klangoru żurawi, dominującego w całym tym niezwykłym koncercie; 

Przykopski bocian

klekotu bocianów, bez którego wiosna w Przykopie byłaby odarta z części swojego splendoru; kukania kukułek, podczas którego odruchowo chwytam się za kieszeń z monetami (Leśny Dziad na swoim blogu pokazał karmienie pisklęcia kukułki przez parę cierniówek – co za wrażenie); rytmicznego świstu skrzydeł przelatujących łabędzi; chrapliwego wrzasku czapli przepłoszonych z rowów melioracyjnych lub dzikich kaczek podrywających się ze stawków za płotem…

Krzykliwy popis

Mazurek wiosną w Przykopie

Jeśli do tego dodać spotkania z sarnami rezydującymi w gęstych zagajnikach i wśród krzaków łozy na podmokłych łąkach; z lisami i borsukami, które na pagórkach lub w gęstwie szybko rosnącej kukurydzy urządzają nory; 


jeleniami przemieszczającymi się po polach i łąkach czy między zagajnikami od masywu leśnego wokół Nowych Ramuk do drugiego za Przykopem i Kopankami; watahami dzików kryjących się w gęstej zieleni i pod osłoną samosiejek zagarniających porzucone obszary rolne; zającami urządzającymi godowe wyścigi na wyczerpanie, których zwycięzca dostępuje zaszczytu prokreacji…









To i tak owo spektrum wrażeń nie wyjaśnia, dlaczego wracam tutaj z poczuciem… no właśnie z poczuciem czego?


Dzisiaj wyczytałem na facebooku, że gwara warmińska została wpisana na listę niematerialnego dziedzictwa kulturowego. Zastanawiam się, jakie to może mieć znaczenie dla mnie, człowieka spoza Warmii i Mazur. 

Kosmos z perspektywy Przykopu

Może jednak nie o znaczenie chodzi, lecz o kolejny dowód, że od lat przebywam w miejscu, gdzie trudniej odnaleźć rzeczy zwykłe niż niezwykłe, chociaż ci, którzy tu mieszkają od pokoleń, rzeczy niezwykłe uważają za zwykłe, codziennie towarzyszące ich egzystencji, nie pobudzające do głębszej refleksji, póki ich przypadkiem nie zabraknie. To tak jak ze zdrowiem. Póki nie szwankuje, nie dostrzegamy dobrodziejstwa tego stanu.


Te zwykłości jednak ciągle przyciągają moją uwagę, bo tak naprawdę tutaj nie masz nic zwykłego. Nie potrafię przejść mimo z obojętnością. Owe zwykłości nie przestają mnie zadziwiać, a po pierwszych wrażeniach każą zastanawiać się nad filozoficzną ulotnością obserwowanego świata.

6 komentarzy:

  1. Wszystko piękne w tym Przykopie jest i zające i jelenie i samotny człowiek z wędką próbujący coś złowić.
    Jednak do mnie najbardziej przemawia fotka nr. 3 Ta polna droga gdzieś skręcająca w lewo, ten płot z drewnianymi słupkami i żerdziami nie pierwszej młodości, brzozy i żuraw, taki spokój. Gdyby jeszcze gdzieś w tle rolnik uprawiał ziemię konno to byłaby pełnia szczęścia. :) Taki obraz mam zachowany w pamięci.

    OdpowiedzUsuń
  2. Hmm... Twój komentarz fajny jest :-).

    OdpowiedzUsuń
  3. a do mnie to wiadomo co przemawia najbardziej - jelenie :) Ale naj, naj, najbardziej, to jednak tekst napisany szczerze od serca, z dozą młodzieńczego zachwytu i dojrzałej refleksji w jednym. Fajne, fajne, jak zwykle bardzo fajne! W minionym tygodniu byłem w Przykopie trzy razy i z cała stanowczością potwierdzam, że można wydać album przepięknej fotografii przyrodniczej, nie opuszczając tej wsi. Cudo!

    OdpowiedzUsuń
  4. Dzięki Krzysztofie. Szkoda tylko, że rozlewisko w Nowym Przykopie zniknęło. Wojciech Altmajer twierdzi, że kiedy tutaj osiadł na początku lat osiemdziesiątych, było tak samo. Woda pojawiła się, kiedy zatkał się odpływ w kierunku Nowej Wsi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tak, zaglądam tam regularnie. Niestety widok nie poprawia mi humoru. A może by tak porobić za bobra i zatkać ten odpływ!

      Usuń
    2. Odpływ jest zatkany. Problemem susza hydrologiczna. Pan Altmajer twierdzi, że zanikły nawet źródła z kurzawki za jego gospodarstwem. A wydawały się wieczne, bo nawet w najgorsze zimy przesiadywał nad nimi zimorodek.

      Usuń